Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: W ostatnim ligowym meczu Get Well pan nie pojechał, bo dzień wcześniej doznał pan kontuzji w finale DMŚJ. Co takiego się stało?
Daniel Kaczmarek, żużlowiec Get Well Toruń i reprezentacji Polski: Doznałem urazu lewego lędźwia. Zrobił mi się też krwiak. Zaraz po odniesieniu kontuzji nie mogłem ruszać prawym biodrem. Od niedzieli się jednak rehabilituję. Już w pierwszym dniu odzyskałem trochę sprawności ruchowej. Nie mogłem jednak pomóc Get Well. Wziąłem środki przeciwbólowe, wsiadłem na motocykl, ale wibracje były za duże. Bolał każdy ruch sprzęgłem. Będę jednak gotowy na niedzielne spotkanie ze Stalą Gorzów.
To może być pana ostatni mecz w Get Well.
Jak awansujemy do play-off, to zostaję.
Już nawet Jacek Frątczak, wasz menedżer, w to nie wierzy. Musielibyście wygrać ze Stalą, a GKM musiałby zwyciężyć z Włókniarzem w Częstochowie.
Pierwsze może się zdarzyć, bo damy z siebie wszystko, ale z drugim faktycznie może być problem.
Zatem nie awansujecie, więc pytam ponownie, co dalej?
Nie wiem. Nie rozmawiałem jeszcze z żadnym klubem, bo jest sezon i na tym się skupiam. Jakieś zapytania z zewnątrz były, w Toruniu jakieś delikatne, sondujące rozmowy też się odbyły, ale nikt nie składał deklaracji, niczego sobie nie obiecywaliśmy. Skupialiśmy się na play-off, a na konkrety umawialiśmy się po.
Teraz już jednak czas najwyższy pomyśleć o kolejnym sezonie.
Raz czy dwa już mi przeszło przez głowę, czy zostać w PGE Ekstralidze, czy zejść poziom niżej. Wiem jedno, dla mnie najważniejsze jest to, by jeździć. Wytrzymam jednak jeszcze te kilka dni, a potem zacznę się martwić.
Wybór będzie jednak trudny.
To prawda. Kończę wiek juniora, a to jest moment, w którym lepiej nie popełnić błędu, bo można sporo stracić.
A gdyby w Get Well powiedzieli, zostań Daniel, ale jak będziesz jeździł słabo, to twój udział w meczu skończy się na prezentacji.
Coś jak z Damianem Dróżdżem w Sparcie?
Właśnie.
Duże ryzyko. Nie dam jednak kategorycznej odpowiedzi, bo musiałbym wiedzieć, jacy jeszcze zawodnicy będą w zespole i jak zostanie on zbudowany. Niemniej rozwiązanie à la Damian jest z punktu widzenia żużlowca ciężkie. Zresztą bycie rezerwowym, tym spod numeru 8 lub 16, też nie jest łatwe.
A jak dziś, z perspektywy czasu, ocenia pan decyzję o przenosinach do Get Well?
Dwa lata w tym klubie wiele mi dały. Pierwszy sezon był ciężki, bo po dobrym początku pogubiłem się sprzętowo. To była jednak tylko i wyłącznie moja wina. Żadna presja, nic z tego. Wydawało mi się, że wiem dużo o sprzęcie, ale żużlowe silniki mnie pokonały. Przed drugim rokiem startów doszedł jednak do mnie Dariusz Łowicki, były mechanik Rafała Okoniewskiego. Jest lepiej i korzystając z okazji, pięknie mu za to dziękuję.
Jakieś inne problemy?
Żadnych. Kiedyś naczytałem się, że coś nie tak z moją wagą, ale zapewniam, że mam to pod kontrolą. Po minionym sezonie ważyłem 66 kilo, ale po okresie przygotowawczym zszedłem do 64 kilo. I właśnie 64, 63, to jest taka waga optymalna dla mnie. Niżej zejść nie mogę, bo źle bym się czuł. Wyżej też nie idę. Pilnuję, żeby nie skoczyło.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po toruńsku