W tym sezonie Jason Doyle nie przypomina zawodnika, który przed rokiem rządził i dzielił w Grand Prix. Po wywalczeniu tytułu mistrza świata Australijczyk chciał wejść na jeszcze wyższy poziom sprzętowy, co okazało się zgubne. Przez nietrafione wybory w Grand Prix jedzie poniżej oczekiwań, czego najlepszym dowodem jest jego dorobek punktowy. Doyle w dotychczasowych turniejach uzbierał 44 punkty, co klasyfikuje go dopiero na 11. pozycji w przejściowej klasyfikacji.
- Moja dyspozycja nie wynika jedynie ze słabych motocykli. To ja zawaliłem, szukając dodatkowej prędkości w sprzęcie. Z czasem zbyt wiele silników stało się moim koszmarem. W końcu wróciliśmy do starego układu, co przynosi efekty - przyznaje Doyle w rozmowie ze speedwaygp.com.
Doyle nie ma już większych szans ani na obronę tytułu, ani na wywalczenie medalu IMŚ. Teraz Australijczyk musi skupić się na odrobieniu punktów do czołowej ósemki, by utrzymać się w Grand Prix na kolejny sezon.
- Ten rok w GP to jedna wielka katastrofa. Całe szczęście, że lepiej radziłem sobie w lidze. Przed nami jeszcze cztery rundy, w których będę miał sporo do zrobienia. Postaram się wdrapać do czołowej ósemki i cieszyć się jazdą w ostatnich turniejach - mówi Doyle.
Jeśli mistrzowi świata nie uda się zająć miejsca w czołowej ósemce GP, będzie musiał liczyć na przychylność organizatorów i liczyć na stałą dziką kartę. - Nadal chciałbym ścigać się w Grand Prix. Jazda w cyklu, gdy wszystko wychodzi, to wielka radość. Jeśli się nie utrzymam, będę liczył na dziką kartę. Na razie o tym nie myślę, bo skupiam się na czterech kolejnych rundach - dodaje.
ZOBACZ WIDEO Tak wygląda nowy stadion w Łodzi