Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć, że Sparta będzie bez szans w pojedynku z Fogo Unią Leszno. Może się jednak okazać, że wrocławianie sromotną klęskę z poprzedniej potyczki przekują w odpowiednie wnioski na półfinałowy dwumecz i tym samym zrewanżują się mistrzom Polski nie tylko na niedawną porażkę, ale może przede wszystkim za ubiegłoroczny finał.
- Próbowaliśmy wszystkiego, ale Unia jeździła dzisiaj bardzo dobrze. Wierzę, że czegoś się nauczyliśmy po dzisiejszym spotkaniu. Wiemy dużo więcej niż przed tym meczem. Mam nadzieję, że jak tu wrócimy, to będzie dużo lepiej - przyznał zaraz po niedzielnym spotkaniu Max Fricke.
- Robiliśmy wszystko na odwrót. Gdyby teraz zawody zaczęły się od nowa, to wiedziałbym dużo więcej. Przełożenia z ostatniego biegu zastosowałbym już w pierwszym starcie i byłoby dużo lepiej - wtórował Australijczykowi inny zawodnik Betard Sparty Wrocław, Vaclav Milik.
Milik w Lesznie kompletnie zawiódł, bowiem w czterech startach nie przywiózł nawet jednego punktu. Jak sam przyznał, zaskoczył go sposób przygotowania toru. - W zeszłym roku było dużo przyczepniej. Nigdy nie zastałem w Lesznie tak twardej nawierzchni. Próbowaliśmy wielu ustawień i trochę się pogubiliśmy - przekazał w rozmowie z naszym portalem Czech.
Tak wysoka porażka tuż przed najważniejszą fazą sezonu może powodować niepokój w szeregach Spartan. Niezwykle ważne od strony mentalnej będzie z pewnością najbliższe spotkanie we Wrocławiu. - Wyrzucam ten mecz do kosza. Pierwsze spotkanie play-off jedziemy u siebie. Będę skupiał się na tym, żeby się odbudować i zrobić dużo punktów - dodał na zakończenie Milik.
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski, nSport+: Jamróg największą niespodzianką sezonu. Powinien zostać w PGE Ekstralidze