Śmierć Tomasza Jędrzejaka była przede wszystkim wielkim zaskoczeniem i smutkiem dla rodziny, ale mocno też wstrząsnęła całym żużlowym środowiskiem. Najskuteczniejszy zawodnik drugiej ligi 14 sierpnia odebrał sobie życie. Krzysztof Cegielski, po rozmowie z żoną i bratem, powiedział nam, że to "żużel zabrał nam Tomka, że za bardzo to wszystko przeżywał i w końcu coś w nim pękło". Czasu jednak nie cofniemy, a teraz bardzo ważne jest to, by rodzina otrzymała pieniądze zarobione przez Tomasza na torze. Redakcja WP SportoweFakty bada sprawę.
Temat pieniędzy dla Jędrzejaka krąży już od kilku dni. Byli pracodawcy zawodnika martwią się, czy Stal Rzeszów po jego śmierci wypłaci rodzinie zaległą kasę. Zwłaszcza, że zaległości dotyczą wyłącznie umowy reklamowej ze sponsorem (w tym przypadku chodzi o firmę właściciela klubu), czyli coś, co nie jest objęte procesem licencyjnym. - Nie ma żadnego powodu do obaw - zapewnia Ireneusz Nawrocki, prezes i właściciel Stali.
- W zasadzie, to już mogłem przelać wszystkie zaległe środki na konto rodziny Tomasza, ale postanowiłem poczekać - mówi nam Nawrocki. - Chcę się spotkać z jego żoną i osobiście omówić wszelkie sprawy. Już poprosiłem Rafała Haja, mechanika Grega Hancocka, o jakiś kontakt. Potrzebuję numeru telefonu, żeby zadzwonić i umówić się na spotkanie.
Tomasz do każdego zdobytego punktu miał dopłatę w wysokości 2250 złotych. To był ten dodatek sponsorski nieobjęty postępowaniem licencyjnym, czyli taki, którego nawet nie można zgłosić do PZM jako zaległość. Już od jakiegoś czasu jest tak, że zawodnicy podpisują te kontrakty na własne ryzyko. Tak było i teraz. - Z moich wyliczeń wynika, że mam Tomaszowi wypłacić około 100 tysięcy złotych i z pewnością taki przelew pójdzie na konto jego żony - kwituje Nawrocki.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: Widziałem w piątce Sajfutdinowa, zamiast Woffindena