Wojciech Ogonowski. Tropem wilka: Lekkomyślność klubów. Kiedyś zabraknie im zmian (felieton)

WP SportoweFakty / Jakub Barański / Na zdjęciu od lewej: Jakub Osyczka, Kamil Nowacki
WP SportoweFakty / Jakub Barański / Na zdjęciu od lewej: Jakub Osyczka, Kamil Nowacki

Już od dłuższego czasu obserwuję w polskim żużlu dziwne zjawisko. To moda wśród pierwszo i drugoligowych drużyn na wystawianie siedmiu zawodników w awizowanym składzie. Zastanawiam się po co ograniczać sobie pole do zmian?

Tropem wilka to cykl felietonów Wojciecha Ogonowskiego, dziennikarza WP SportoweFakty.

***

Optymalnym rozwiązaniem, stosowanym lata przez kluby, były awizowanie pięciu zawodników pod numerami 1-5 / 9-13 i jednego młodzieżowca na pozycjach 6-7 / 14-15. Przy takim układzie każdy zespół ma prawo dokonać dwóch zmian, a wpisanie brakującego juniora jest po prostu uzupełnieniem składu.

To też minimalizacja ryzyka, że zabraknie pola manewru. Tymczasem, od jakichś dwóch lat, coraz więcej zespołów zaczyna awizować składy zawierające siedem nazwisk. Zastanawiam się, czy osoby odpowiedzialne za to znają regulamin i czy zdają sobie sprawę, że ograniczają sobie możliwość zmian? Po co w ogóle to robić? Żeby kibic uzupełniając program nie zmęczył ręki wpisując jedno nazwisko w czterech polach?

Chcąc w takiej sytuacji zmienić młodzieżowca, nie można już po prostu uzupełnić składu. Trzeba na to poświęcić jedną zmianę. A przypominam, że obowiązek awizowania siedmiu zawodników mają jedynie kluby z PGE Ekstraligi. Ich obowiązują trochę inne zasady niż drużyny z niższych klas rozgrywkowych.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: W piątce najlepszych trenerów widziałbym Adama Skórnickiego

Ktoś powie, że dwie zmiany to dużo, więc się czepiam, bo ryzyko nie jest wielkie. Może i nie, ale jednak istnieje. Rozsądnie jest je minimalizować. Zawodnicy jeżdżą przez cały tydzień, a w trakcie ostatnich sezonów nie brakowało sytuacji, że mieli oni problem z dotarciem na zawody, bo np. nie zdążyli na samolot, mieli awarię busa itd. O kontuzjach nie wspominając.

Takie sytuacje wymuszają zmiany. A nie ma sensu ryzykować, że nam ich braknie i zmienimy tych zawodników, których musimy, a nie których chcemy. Junior, którego nie musieliśmy ujmować w składzie, może złapać uraz na przedmeczowym treningu, dwaj inni zawodnicy, obcokrajowcy, nie przylecą na czas, bo będą mieli odwołany lub opóźniony lot ze względów pogodowych i... będzie klops. Żużel to specyficzny sport, czasami lubi pokazywać, że scenariusze wydawałoby się nierealne, są jednak możliwe.

Z tego też względu nie do końca kupuję coraz częściej stosowaną taktykę, polegającą na nie wpisaniu jednego z zawodników na pozycję seniorską. To też ograniczenie pola manewru, bo wpisanie go w dniu meczu nie jest traktowane tak jak wpisanie juniora. Regulamin mówi jasno, to już jest zmiana. Rozumiem, że tu może chodzić o aspekt psychologiczny. Grupa zawodników walczy o jedno miejsce, a skoro żaden nie widzi siebie w awizowanym składzie, to żaden nie czuje się na lepszej lub gorszej pozycji.

Mimo wszystko uważam, że trzeba stawiać na rozwiązania bezpieczne. Myślę, że przyjdzie kiedyś taki mecz, w którym komuś tych zmian zabraknie. Zrobi się wtedy afera i skończą takie praktyki.

Wojciech Ogonowski

Komentarze (5)
avatar
Endrju Stelmach
12.09.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Artykuł całkowicie o niczym...na dodatek czy aby na pewno opaty na faktach? Nie śledziłem tego, ale mam wrażenie, że w zasadzie junior jest nagminnie dopisywany w dniu meczu. 
avatar
sympatyk żu-żla
11.09.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Każdy trener może mieć inne zdanie w tym temacie.Przepisy w Polskich ligach powinny być jedne .Nie każda liga ma odrębne przepisy. 
Fifik
11.09.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Artykuł o niczym... 
avatar
Master1922
11.09.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
WOW. Artykuł roku.