MINUSY
Stanisław Chomski. Trenera Stali lubię i szanuję, ale położył mecz finałowy koncertowo. Na jednym okrążeniu meczu o brąz we Wrocławiu było więcej ścigania niż przez całe zawody w Gorzowie. Nawierzchnia była zrobiona tak, że liczył się start, a potem jazda przy krawężniku. Rozumiem, że to miał być sposób (taki tor) na pokonanie mocnego przeciwnika (choć może to był tor zrobiony przeciwko komuś). Tyle tylko, że w tym przypadku trzeba jeszcze wygrywać starty, a Stal tylko w pierwszej serii i na finiszu robiła to skutecznie.
Puste miejsca na trybunach gorzowskiego stadionu. 15 tysięcy nie było (oficjalnie około 13) i pewnie wysokie ceny biletów miały na to wpływ. Z drugiej strony, jakbym był kibicem Stali i miał oglądać tak kiepskie widowiska, jak w niedzielę, to też bym nie przyszedł. Swoją drogą, to tak się zastanawiam, czy gorzowska drużyna faktycznie musi sobie pomagać torem? Może po ostatnim wyniku (tylko 46:44 z Unią) i obejrzeniu pustych placków na trybunach sztab, zachęcony przez działaczy, zmieni podejście.
forBET Włókniarz Częstochowa. Za to, co zawodnicy tego klubu wyprawiali w meczu ze Spartą na trasie, a tracili punkty na potęgę. Jazdy parowej tam nie było, za to takiej bezmyślnej jazdy od Sasa do lasa było bardzo dużo. Fredrik Lindgren poznał chyba wszystkie zakamarki na torze, bo co bieg podróżował po całej szerokości. Może szukał prędkości, ale z drugiej strony wyglądało to na brak jakiejkolwiek koncepcji i pomysłu na jazdę na Olimpijskim.
Adrian Miedziński. Znakomita większość rundy zasadniczej na dużym plusie. Widać było w jeździe Miedzińskiego, że odzyskał spokój i równowagę. Kiedy jednak doszła presja, to zwyczajnie nie wytrzymywał. Nie chcę pisać, że we Wrocławiu wrócił ten Adrian, który jeździ po płotach, ale trochę tak to wyglądało. Minus na ostudzenie głowy i ku refleksji, bo jednak liczę na to, że Miedziński wyciągnie wnioski i wróci do lepszej jazdy.
PLUSY
Piotr Pawlicki. Jestem pełen uznania dla jazdy tego zawodnika. W ważnych meczach, kiedy Unia go naprawdę potrzebuje, zawsze staje na wysokości zadania. Tak było i tym razem. Pierwszy bieg przegrał z Bartoszem Zmarzlikiem, ale po korektach był nie do złapania. Piotr potwierdził tym spotkaniem, że jest znakomitym ligowcem. Pytanie, czy jest gotowy na powrót do Grand Prix?
Fogo Unia Leszno. Po tym, jak Stal zdemolowała Włókniarza w półfinale, myślałem, że leszczynianie będą mieli spore kłopoty. Oczywiście jeszcze nic nie jest przesądzone, zwłaszcza iż gorzowianie lubią, i to bardzo, jeździć w Lesznie, ale za pierwszą odsłonę finałowej batalii duży plus dla drużyny Piotra Barona. Nawet w pierwszej serii, która gościom nie wyszła (trzy trójki Stali i wypracowanie 4-punktowej przewagi przez ten zespół), nie było dramatu. Gdyby nie zabrakło punktów Janusza Kołodzieja, to Unia wygrałaby pierwsze finałowe spotkanie i byłaby w jeszcze lepszej sytuacji.
Bartosz Zmarzlik. Uratował wygraną Stali, przywożąc w 15. biegu za plecami Emila Sajfutdinowa. Jedyny z trójki liderów gorzowskiej drużyny, do którego trudno się o cokolwiek przyczepić. Do kompletu brakło mu co prawda 2 punktów, ale to wina toru. Bartosz w swoim stylu gimnastykował się na motocyklu, atakował, omijając szprycę wyrzucaną spod tylnego koła motocykla rywala, ale w niedzielę w Gorzowie zwyczajnie nie dało się wyprzedzać.
Betard Sparta Wrocław. Za to, jak pojechała w meczu o trzecie miejsce. Celem było złoto, więc pewnie bardzo ciężko było się zebrać, a jednak Sparta pokazała charakter.
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski, nSport+: Jamróg największą niespodzianką sezonu. Powinien zostać w PGE Ekstralidze