Motor źle się zabrał za transfery i został z ręką w nocniku. Przed katastrofą uratuje go tylko wyjęcie Hancocka

Z dużej chmury mały deszcz. Po awansie do PGE Ekstraligi szefowie Speed Car Motoru Lublin snuli ambitne plany, a zanosi się na to, że już każde pojedyncze zwycięstwo będzie urastało do rangi sukcesu. Skład "Koziołków" może wyglądać naprawdę nędznie.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Greg Hancock na prowadzeniu WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Greg Hancock na prowadzeniu
MAJĄ: Wiktora Lamparta, Dawida Lamparta, Andreasa Jonssona

Miało być pięknie, a została ręka w nocniku. By nie podzielić losów Grupy Azoty Unia Tarnów lublinianie już dzień po fecie powinni wykonać pierwsze zawodnicze podchody nie wspominając o radykalnych ruchach transferowych. Mówi się, że posiadali argumenty w postaci odpowiednich pieniędzy. Stać ich było na wyciągnięcie dwóch gwiazd.

Źle się jednak do tego zabrali. W pierwszej kolejności postanowiono przedłużyć kontrakty z seniorami, którzy w naszej opinii i tak nie mieliby jakiegoś wielkiego brania. Dawid Lampart i Andreas Jonsson to nie są nazwiska, o które zabijałyby się kluby. Postawilibyśmy tezę, że szefom świeżo upieczonego beniaminka nie zrobiłoby różnicy gdyby jeszcze chwilę poczekano. Wspomniany duet i tak by im nigdzie nie uciekł.

Najbardziej palącą sprawą jest wymiana całej pierwszej linii. Ewentualne wzmocnienia należało klepnąć jak najszybciej. Może nawet podpisać jakieś listy intencyjne i zaszachować konkurentów. Rynek się kurczył. Wartościowi zawodnicy w zastraszającym tempie zaczęli przedłużać kontrakty z dotychczasowymi pracodawcami. W barażach walczył jeszcze Falubaz.

Nie jest tajemnicą, że utrzymanie zielonogórzan nie było Lublinowi na rękę. Po zmianie prezesa i układu sił w tym klubie, od razu pojawiały się informacje o mocarstwowych planach w grodzie Bachusa. Tę kosztowną nieuwagę zwalamy na karb nieznajomości ekstraligowego rynku i warunków na nim panujących. W końcu "Koziołków" w najwyższej klasie nie było wiele lat.

ZOBACZ WIDEO Get Well mierzy w złoty medal. W składzie kosmetyczne zmiany

MUSZĄ ZATRZYMAĆ: Roberta Lamberta

Poza Brytyjczykiem nie widzimy zawodnika, który poziomem pasowałby do PGE Ekstraligi. Problem w tym, że sam Lambert nie pali się do jazdy na tym szczeblu. Ponoć w kuluarowych rozmowach często używa sformułowania, że nie jest jeszcze gotowy do podjęcia takiego wyzwania. Chciałby ugruntować swoją pozycję, bo za nim tak naprawdę dopiero jeden dobry sezon. To spory cios dla szefów Motoru, którzy liczyli, że Lambert będzie dżokerem idealnie pasującym pod numer dla rezerwowego. Myśląc w ten sposób niestraszny byłby im "kewlar" pod pozycją seniorską. Od pierwszego wyścigu wskakiwałby Anglik. To nawiązanie do "wariantu wrocławskiego", gdzie Fricke lub Czugunow od początku zawodów zmieniali Damiana Dróżdża.

MUSZĄ KUPIĆ: Jakuba Jamroga, Grzegorza Zengotę lub Pawła Przedpełskiego,  Grega Hancocka, Jakuba Miśkowiaka

Sytuacja jest dynamiczna. Z każdym tygodniem ta lista się zmienia i wydłuża. O armatach można już zapomnieć. Miał być Vaculik, Kasprzak, Pedersen, a parafrazując byłego kandydata na prezydenta Białegostoku, Krzysztofa Kononowicza, "nie będzie niczego", a właściwie nikogo z wielkim nazwiskiem. Jedynym ratunkiem jest przechwycenie ze Stali Rzeszów Grega Hancocka. Amerykanin posiada ważny dwuletni kontrakt z "Żurawiami", ale nie jest tajemnicą, że dusi się w tamtejszym środowisku. "Jankes" musi pluć sobie w brodę, że wybrał przed 2018 rokiem ofertę z Rzeszowa, podczas gdy na stole leżała podobna z dużo stabilniejszego Lublina.

Teraz kością niezgody mogą okazać się pieniądze jakie Ireneusz Nawrocki chciałby za 48-latka. Jest jeszcze jedna alternatywa. Hancock sam chce odejść i poprosi o polubowne rozwiązanie umowy. Znając pana Irka, nie liczylibyśmy na to. Ale i z wiekowym Gregiem o sukces, a w tym wypadku utrzymanie, byłoby ciężko.

Przeszłość pokazała, że jeden lider w PGE Ekstralidze nie załatwi sprawy. Na giełdzie szału już nie ma. Pretendentów do "dwucyfrówki" trudno dostrzec. Trzeba rozejrzeć się za średniakami, którzy a nuż, widelec odpalą tak jak "Niespodzianka sezonu" Jakub Jamróg. Wychowanek Unii Tarnów, odrzucony Grzegorz Zengota plus drugi solidny junior powinni być teraz priorytetami dla Motoru. "Zengi" gorszego sezonu niż ten, raczej nie powtórzy. Dodatkowo będzie chciał pokazać włodarzom Falubazu, że zbyt pochopnie z niego zrezygnowali. Zengota to chłopak, który potrafi wyzwolić w sobie sportową złość.

Gdyby jednak nie udało się zrealizować jakiejś z powyższych opcji warto uderzyć do Pawła Przedpełskiego. Młody Miśkowiak byłby świetnym uzupełnieniem Wiktora Lamparta, a jak wiadomo solidna para młodzieżowców to połowa sukcesu. Może zrobić różnicę. W Lublinie panuje przeświadczenie, że Wiktor nadal będzie się rozwijał w ekspresowym tempie i jego talent rozbłyśnie na tyle, aby mógł zastępować słabiej spisującego się seniora. Wejdzie tym samym w buty Maksyma Drabika, czy Bartosza Smektały, którzy rywalizują na równi ze starszymi kolegami występując na pełnym dystansie biegowym.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Speed Car Motor Lublin powinien sięgnąć głębiej do kieszeni i spróbować wyciągnąć z Rzeszowa Grega Hancocka?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×