Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Gratulujemy mistrzostwa, ale z drugiej strony, jak mógł pan to zrobić naszemu Bartkowi Zmarzlikowi?
Tai Woffinden, mistrz świata na żużlu, Betard Sparta Wrocław: W każdym sezonie chcę zdobyć złoto. Taki cel zawsze sobie stawiam. Srebro i brąz to też są jakieś opcje, ale one sprawiają, że kończę sezon rozczarowany. Prawdziwą satysfakcję daje tylko sięgnięcie po tytuł mistrzowski. Stąd to wszystko.
Martin Vaculik twierdzi jednak, że to Zmarzlik jest najlepszym żużlowcem na świecie. Zgodzi się pan z nim?
Nie zgodzę się. Wierzę, że to ja jestem najlepszym żużlowym jeźdźcem na świecie, a zdobyty tytuł chyba rozstrzyga tę sprawę.
Ma pan niesamowitą zdolność do mobilizowania się w najważniejszych momentach. Jak pan to robi?
Kiedy w tym sezonie przyjechaliśmy na rundę Grand Prix do Niemiec (przed nią Woffinden miał 9 punktów przewagi w klasyfikacji generalnej - dop. red.) to, podobnie jak Bartek, zdobyłem trochę punktów. Obaj awansowaliśmy do finału. Wiedziałem, że ma on bardzo duże znaczenie, bo gdyby wygrał Zmarzlik, to moja przewaga nad nim byłaby już naprawdę minimalna. Moja wygrana przekładała się natomiast na powiększenie przewagi o jeden punkt. Przed biegiem powtarzałem sobie, że muszę go wygrać. Kiedy w ten sposób się mobilizuję, nakładam na siebie taką presję, to zawsze wygrywam. Zrobiłem to w Teterow, powtórzyłem w Toruniu. W finałowej rundzie, po dwóch wygranych wyścigach, miałem upadek w trzeciej serii. Nim się pozbierałem, została ostatnia seria, w której musiałem wygrać. Naprawdę musiałem. I wygrałem. Tak jak w Teterow.
ZOBACZ WIDEO Memoriał Tomasza Jędrzejaka otworzy sezon 2019 we Wrocławiu
Kim był dla pana tragicznie zmarły w sierpniu Tomasz Jędrzejak? Jemu zadedykował pan sobotni wieczór.
To był przyjaciel. Jeździłem z nim przed wiele lat we Wrocławiu. To nie był jedynie kolega z drużyny. Znałem go znacznie lepiej, na prywatnej stopie. Gdy okazało się, że straciliśmy Tomka, to był dla mnie strasznie smutny dzień. W takich chwilach człowiek nie rozumie, jak to działa, czemu traci się tak wspaniałego faceta. To jest jednak życie, sytuacje, z którymi musimy się mierzyć. Chciałem na to zwrócić uwagę.
Przygotował pan kelvar z wizerunkiem Tomasza. Co się z nim stanie?
Nie wiem. Na razie nie mam żadnych planów z nim związanych. Zadedykowałem mu mistrzostwo, więc na mistrzowskim kevlarze naturalnie znalazł się jego wizerunek. Pomyślę co stanie się z nim w przyszłości. Na razie nie miałem się nawet czasu nad tym zastanowić. W sobotę było Grand Prix, w niedzielę Asy dla Golloba, następnie Gala PGE Ekstraligi. Miałem robotę do wykonania. Teraz dopiero będę miał czas się zastanowić. W końcu od wtorku, przez najbliższe cztery miesiące, jestem wolnym człowiekiem.
Krzysztof Cegielski powiedział, że Jędrzejaka zabił żużel. Zgadza się pan z tą opinią?
Jeśli Tomasz lub ktoś z jego rodziny powiedział to Krzysztofowi, to być może tak właśnie było. Jeśli jednak ani Tomek ani też nikt z jego bliskich, niczego takiego nie mówili, to ludzie nie powinni zgadywać, co się przyczyniło do tej tragedii. Uważam to za coś złego.
Zdobył pan trzy tytuły mistrzowskie. Czy da się je w ogóle jakoś porównać? Który z nich smakował najlepiej?
Zdecydowanie ten z 2013 roku. To było moje pierwsze mistrzostwo, bardzo ważna dla mnie chwila i niesamowite uczucie. Między tytułem z 2013 a 2015 roku była bardzo duża różnica, bo to pierwsze mistrzostwo zdobyłem w ostatniej rundzie. Dwa lata później zaś z mistrzostwa cieszyłem się już podczas przedostatniej rundy w Toruniu. Strasznie dziwnie było lecieć na ostatnią rundę do Australii do Melbourne i z wiedzą, że już o nic nie muszę walczyć. Moja reakcja na to mistrzostwo też była dziwna. Ok, fajnie, ale myślimy już o kolejnym tytule. Nie było takiej ogromnej radości jak za pierwszym razem.
Pięć lat temu powiedział pan: Absolutnie żadnych dzieci przez najbliższe 10 lat, bo chcę zdobyć więcej tytułów mistrzowskich. Trochę się w tej kwestii się zmieniło. Czy mała córeczka na trybunach była dodatkową inspiracją?
Zdecydowanie. W stu procentach to potwierdzam. Moje życie się zmieniło. Pięć lat temu, byłem z moją obecną żoną dopiero rok. Nie było żadnych poważnych planów. Nawet nie rozmawialiśmy o dzieciach. Sprawy zmieniły obrót, gdy zaangażowaliśmy się na poważnie. Wtedy podjęliśmy decyzję o ślubie i zaczęliśmy się starać o dziecko. Teraz moim życiowym wyzwaniem jest sprawić, żeby córka miała wszystko, czego będzie jej potrzeba. By miała zapewnione wsparcie finansowe i mentalne z mojej strony. By miała w życiu jak największe możliwości na realizację swoich planów.
Kiedy w Toruniu stało się jasne, że ma pan złoto, pańska żona Faye płakała. Jaka była jej rola w tym sukcesie?
Jesteśmy razem od 2013 roku. Pomogła mi wygrać trzy tytuły. Poza tym pomogła mi przetrwać ciężkie chwile. Sezony 2014 i 2016 były dla mnie trudne. Z różnych powodów. Miałem jakieś tam sukcesy, ale nie na takim poziomie, na jakim chciałbym je mieć. Faye była jednak przy mnie.
Mógłby pan to jakoś rozwinąć?
Kiedy wracam do domu po zawodach żużlowych, to czasem byłem szczęśliwy, innym razem wkurxxxx. Ona to wszystko cierpliwie znosiła, chociaż jest to dla niej emocjonalny rollercoaster. Radzi sobie z tym na tyle dobrze, że niezależnie od tego, czy wracam zadowolony po dobrym meczu, czy wściekły po złym, to w domu mam zawsze spokojny azyl. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, Faye w ogóle nie wiedziała, co to jest żużel. Teraz też się szczególnie nie interesuje. Fakt jednak, że kochamy się nawzajem tak mocno, sprawia, że potrafi cieszyć się moim sportowym szczęściem. Kiedy odnoszę sukcesy, sama jest szczęśliwa. Łzy w Toruniu prawdopodobnie były pomieszanymi łzami radości i szczęścia, bo coś, na co ciężko pracowałem przez trzy ostatnie sezony, coś dobrego dla nas obojga, znów udało się osiągnąć.
Czy miał pan jakiś moment zwątpienia w tym sezonie?
Nie mam momentów zwątpienia. Wierzę w swoje umiejętności, wierzę, że jeśli na tor wyjedzie najlepsza wersja mnie samego, to będę najlepszy.
Wielu ekspertów twierdzi, że aby zostać żużlowym mistrzem świata, trzeba jeździć twardo, czasem nawet nie fair, wręcz po chamsku. Zgadza się pan z tą opinią?
Nie zgadzam się. Niech ktoś pokaże mi jeden wyścig, że pojechałem twardo i wsadziłem kogoś w płot. Jeśli ja kogoś wyprzedzam, to wyprzedzam czysto. Nie fauluję nikogo, nie przepycham, bo potrafię to zrobić w zupełnie innym stylu.
Spytaliśmy o to, bo w Polsce panuje opinia, że Maciej Janowski nie zdobywa medali w mistrzostwach świata właśnie dlatego, że jest zbyt dużym torowym dżentelmenem.
Maciek to mój przyjaciel i myślę, że udowodni jeszcze wielu ludziom, jak bardzo się mylą.
Zdziwiła pana informacja, że Nicki Pedersen – trzykrotny mistrz świata nie dostał stałej "dzikiej karty" na przyszłoroczne Grand Prix?
Nie. Jest nowa generacja żużlowców, którzy zasłużyli, by dać im szansę. Na przykład Leon Madsen, który w ostatnich latach w polskiej lidze udowodnił, że należy do światowej czołówki. Jestem za odświeżeniem cyklu. Młodzi żużlowcy są w stanie dorzucić do cyklu odrobinę szaleństwa i ekscytacji, bo są głodni sukcesów, głodni tego, by z każdych zawodów wyciągać więcej.
Skoro mowa o młodych. W Wielkiej Brytanii po latach posuchy pojawiły się w końcu młode i utalentowane "strzelby": Robert Lambert i Daniel Bewley. Czy są w stanie przebić się do Grand Prix? Ile to może im zająć czasu?
Muszą jeździć w PGE Ekstralidze i szwedzkiej Elitserien. Jeśli tam będą zdobywali dobre punkty, w każdej kolejce, to wtedy będą gotowi na Grand Prix. Jeśli nie będą w stanie tego robić, to nie mają co myśleć o mistrzostwach świata. Nie będą na nie gotowi.
Freddie Williams, Peter Craven. Mówią panu coś te nazwiska?
Nie.
To Brytyjczycy. Podwójni indywidualni żużlowi mistrzowie świata. Zdobywając po raz trzeci złoty medal, poprawiłeś ich osiągnięcie i zostałeś najbardziej utytułowanym żużlowcem w historii Wielkiej Brytanii.
Nie ma dla mnie znaczenia, to, że jestem najbardziej utytułowanym brytyjskim żużlowcem w historii. Znaczenie dla mnie ma to, że osiągam cele, które sobie wyznaczam. Mam tak, że jeśli stawiam sobie jakieś zadanie, to staram się na nim skupić, zrealizować je. Historia, przyszłość, inne rzeczy nie mają dla mnie znaczenia. Znaczenie ma satysfakcja, którą uda mi się osiągnąć po wykonanej pracy i osiągnięciu celu.
To znaczy, że nie myśli pan o dogonieniu Ivana Maugera i Tony’ego Rickardssona i sześciu tytułach indywidualnego mistrza świata?
Ich akurat dogonię. Tego jestem pewny.
Trudno to będzie zrealizować, zważywszy, że na początku tego roku pojawiła się informacja, że za 5 lat zamierza pan zakończyć swoją karierę.
To nie jest prawda. Polskie media popełniły błąd w tłumaczeniu mojego wywiadu, którego udzieliłem w Anglii. Zostałem zapytany o cel na przyszłość. Odpowiedziałem, że może pojeżdżę 5 lat i skończę karierę. Może pobawię się rok i zakończę. Może sięgnę po mistrzostwo świata i powiem pas. A może będę jak Greg Hancock i będę jeździł przez kolejne 15 lat i dłużej. Do precyzji zabrakło pełnego kontekstu wypowiedzi i jednego kluczowego słowa: może.
To jak długo będzie pan jeździł?
Na razie jest, jak jest. Cieszę się swoją jazdą. Kocham, to co robię. Jeśli będę się żużlem cieszył i kochał go w przyszłości, to będę go uprawiał. Gdy nadejdzie dzień, że przestanie mi ten sport sprawiać przyjemność, wtedy swoją karierę zakończę.
Niektórzy twierdzą, że łatwiej zdobyć tytuł niż obronić go w kolejnym roku. Panu dwa razy się nie udało. Czy ma pan już jakiś plan, żeby nie zdarzyło się to w przyszłym roku po raz trzeci?
Gdybym wcześniej wiedział, jakie to były błędy, to na pewno bym ich nie popełnił. Znaleźć, nauczyć się, zrozumieć, to są klucze do uniknięcia rozczarowania. Teraz będę miał trzecią szansę na korekty swoich błędów i zrobię wszystko, aby ich uniknąć i obronić mistrzostwo. Co z tego wyjdzie przekonany się jednak dopiero w przyszłym roku.