Bardziej znanymi żużlowcami zmieniającymi swoje klubowe barwy w latach sześćdziesiątych był m.in. Marian Spychała z Kolejarza Rawicz, w 1960 roku reprezentujący Unię Tarnów, a następnie od 1961 roku Stal Rzeszów. Do tej samej hartowanej z rozmachem Stali przyszedł też w 1960 roku Wiktor Brzozowski z Budowlanych Warszawa. W pierwszych latach siódmej dekady oprócz Gdańska, który zdominował kontrolowany transferowy rynek, bardzo wzmocnił się Gorzów. Przeszedł tam mianowicie z Gniezna nadzwyczajnie zdolny Andrzej Pogorzelski w 1962 oraz w tym samym czasie Marian Pilarczyk, powracający zresztą nad Wartę z innej – rzeszowskiej rzeczywistości. Tak zaczął się marsz Stali Gorzów ku wyżynom. Bardzo ciekawy, choćby tylko geograficznie, był wyjazd z Zielonej Góry dwóch młodych Andrzejów: Jędreja i Mazura do Lublina w 1962 roku, gdzie wkrótce okazali się liderami Motoru, startując obok Leszka Próchniaka, Mieczysława Śledzia, Ryszarda Bieleckiego i Wojciecha Kowalskiego. Co ciekawe w tym samym czasie w przeciwną stronę, to jest do Zielonej Góry, tyle że z Leszna, zawitali Stanisław Sochacki i Zenon Nowak, którzy także okazali się w tym miejscu – dla Zgrzeblarek kadrowym objawieniem.
Uspokoiła się nienasycona wcześniej Polonia Bydgoszcz. Mało tego, Czesław Safjan – wychowanek zaczął swoim przejściem w 1961 roku do Kolejarza Opole swoją sportową wędrówkę poprzez Toruń, Piłę i Lublin. To niewątpliwie burzy stereotyp gwardyjskiego klubu z Bydgoszczy, jako ośrodka zainteresowanego wyłącznie zakupami. Co prawda od 1963 roku nowe nadzieje w Polonię powoli zaczął wlewać młody rybniczanin Henryk Gluecklich, a oprócz niego także rok później Andrzej Koselski przybyły z Warszawy i na dwa lata służby Zygfryd Friedek z Opola, ale w owym czasie nie były to jeszcze nazwiska szerzej znane. "Szczęśliwy" (po niem. gluecklich) okazał się później dumą Bydgoszczy, a wynikami Henryka Gluecklicha przebić zdołał dopiero Tomasz Gollob, któremu już powoli z Polaków nikt równać się nie jest w stanie. Gdy chodzi o Polonię, to ponadto Ryszard Stachowiak przeszedł w 1961 roku do Torunia, podobnie rok później Stanisław Domaniecki, choć ten gwoli ścisłości pochodził z Rawicza. 15 sierpnia 1962 roku ten biedak w wieku 24 lat zginął w Gnieźnie na meczu ligowym z powodu awarii rączki gazu. Nawet wybitnie kojarzony z Bydgoszczą Stanisław Witkowski w 1965 na jeden sezon poszedł do Gniezna. Był zatem, przyznajmy, ruch w drugą stronę.
Henryk Gluecklich
Podobnie rzecz się ma z Wrocławiem. Stanisław Skowron ze Sparty w 1961 roku przeszedł do Kolejarza Opole, co opolski klub oddał dwa lata później Bogumiłem Grudzińskim. Młody żużlowy Tarnów też już obdzielał innych, dał Lesznu Andrzeja Tanasia, który potem przez Kraków w 1965 roku wrócił do Jaskółek, a w 1963 roku Stali Rzeszów Unia dała Adama Ciepielę. Także Albin Tomczyszyn, zaczynający w dolnośląskich klimatach (Legnica, Wrocław) przeszedł z Tarnowa do Krakowa w 1962 roku, by tam zakończyć swoją bogatą karierę. Z innych Stanisław Czerny przeszedł z Czeladzi do Rawicza.
Z Unii Leszno odeszli Zbigniew Flegel i Andrzej Bartoszkiewicz (1960 do Sparty Śrem), a także w 1962 roku Stanisław Bauta do Torunia i Leon Majowicz do Startu Gniezno, natomiast z Rybnika w roku 1965 Stanisław Bombik i Reinhold Konieczny – obaj do Opola. Wcześniej z Rybnika odszedł Józef Jarmuła – wpierw do komandosów, a następnie do Świętochłowic, jak Erwin Maj – brat Joachima – nie mający wielkich szans konkurencji wśród młodych wilczków Józefa Wieczorka: Peszke, Woryny, Wyglendy, Motyki, Norka. O opuszczających wcześniej Rybnik: Bogdanie Berlińskim, Janie Tkoczu, Romanie Wieczorku – Wybrzeże – była już mowa.
Odchodzili wciąż niestety ludzie z małego Rawicza. W 1960 roku w Częstochowie przez Warszawę (Skra) pojawił się niejaki Wacław Kucharek, Mieczysław Mendyka w tym samym roku, a rok później Franciszek Cieślawski w Zielonej Górze i Jan Kolber (wychowanek Piły) w Unii Tarnów, potem w Lesznie. Tadeusz Jankowski z kolei z Ostrowa pojawił się w Pile (1960), a z Piły do Gniezna w 1962 wywędrował Henryk Gajdziński. Dwa lata wcześniej w Gnieźnie via Rawicz pojawił się poznaniak Witold Świątkowski. Tragicznym dla tego człowieka, jego rodziny i całego wielkopolskiego żużla okazał się dzień 3 września 1960 roku. Wtedy to młody żużlowiec Startu zginął po uderzeniu w bandę rybnickiego toru. Był to jedyny śmiertelny wypadek w historii na tym skądinąd przecież szczęśliwym i stosunkowo bezpiecznym obiekcie dla czarnego sportu. Tadeusz Chwilczyński przemierzył całą jurę, by z jasnogórskiej wyżyny wpaść w ramiona Wandy (Kraków), sensacyjnego beniaminka ekstraklasy 1961. Do klubu Fijałkowskich przybył też wtedy Marian Kolenda z Czeladzi. Niewiele to dało Wandzie, bo spadła, a wkrótce całkiem upadła, ku rozpaczy nowohuckich tudzież podwawelskich fanów.
Druga połówka dekady lat sześćdziesiątych przyniosła zastój w ruchach kadrowych pośród polskich klubów żużlowych. Za późnego Gomułki w ogóle trwał czas kryzysu, Polska gospodarka kisiła się we własnym sosie, bez inwestycji popadając w recesję. Kraj co prawda się nie zadłużał zanadto, ale zarazem nie rozwijał się prawie wcale. Paradoksalnie w sporcie znów to był czas wyjątkowo dobry dla Polski. W górę szedł nawet futbol, dotąd pozostający w tyle w porównaniu z innymi koronnymi polskimi dyscyplinami, jak boks, lekkoatletyka, kolarstwo. Górnik Zabrze z Hubertem Kostką, Stanisławem Oślizło, Zygfrydem Szołtysikiem i Włodzimierzem Lubańskim oraz Legia Warszawa z braćmi Blaut, Januszem Żmijewskim, Kazimierzem Deyną i Robertem Gadochą podbijały Europę w rozgrywkach pucharowych. To dało później początek legendarnej ekipie biało-czerwonych "Orłów Górskiego" – medalistów IO i MŚ. Rozwijał się żużel. Polscy "jeźdźcy" coraz więcej znaczyli na światowych torach, tylko w finałach IMŚ wiodło im się gorzej. Ale w końcu i tu udało się Polakom, począwszy od Antoniego Woryny w 1966 roku i Edwarda Jancarza w 1968, stawać na podium dla najlepszych na świecie.
Stefan Kwoczała
Zmiany kadrowe były mniej popularne, naznaczone stygmatem kaperownictwa, ale tu i ówdzie dochodziło jednak do zmiany barw klubowych. Nawet do Anglii udało się niektórym legalnie wyjechać, Stefan Kwoczała i Henryk Żyto w 1960, Paweł Waloszek i Kazimierz Bentke w 1961, co jednak szybko zarzucono. Wróciła siermiężna norma. Z klubu do klubu w Polsce przechodzili raczej mniej znani żużlowcy, rzadziej młodzi, częściej natomiast ci u schyłku swych karier za przyzwoleniem zainteresowanych klubów i PZM.
Józef Jarmuła przez trzyletnią służbę wojskową stracił najlepsze, a w każdym razie decydujące lata swojej kariery. Jako adept szkółki w Rybniku został powołany do wojska, ale po powrocie z armii LWP nie zamierzał przebijać się przez gwiazdozbiór muszkieterów (Woryna, Wyglenda, Maj, Tkocz), choć z Raciborza do Rybnika było mu bliżej, lecz pełen zapału w 1966 roku przystąpił do również bardzo silnego wówczas Śląska Świętochłowice. Zapalony lotnik i spadochroniarz odległości i przestrzenie czyta zupełnie inaczej niż przeciętny zjadacz chleba. Dlatego też nie wahał się później przejść do Częstochowy, gdzie także do czerwoności rozpalał fanów swoją jazdą z pogranicza karkołomnej akrobatyki.
Stopniowy kryzys Stali Rzeszów w połowie lat sześćdziesiątych przyniósł odejścia znanych zawodników. Najpierw Janusz Kościelak poszedł do Torunia, a potem w 1969 Stanisław Lalicki do Gwardii Łódź. W tym okresie próbowano zrekompensować te straty poprzez pozyskanie w 1969 roku bardzo obiecującego żużlowca z Krosna nazwiskiem Jerzy Owoc. Z kolei rosnąca w siłę Stal Gorzów potrzebowała przewietrzenia składu, aby do głosu dojść mogli młodzi utalentowani żużlowcy, stąd odejścia Jerzego Bartoszkiewicza do Piły, a następnie do Łodzi i Czesława Nowaka do Tarnowa w 1969. Z Piły z kolei, wskutek upadku sekcji po sezonie 1967, żużlowcy szukali dla siebie miejsca w innych klubach. I tak Wiesław Rutkowski i Jan Bogucki znaleźli się w Gnieźnie, Alfons Jankowski i Bogdan Krzyżaniak w Toruniu, Włodzimierz Sumiński wrócił do Łodzi, Henryk Gólcz bez większego powodzenia próbował swoich sił w Bydgoszczy. Znany późniejszy trener Jerzy Kniaź z Torunia spróbował szczęścia w Gnieźnie, by potem via Rzeszów powrócić na ojcowizny łono.
Z innych transferów wymienić by należało przejście w 1966 roku Andrzeja Jarząbka z Włókniarza do Wrocławia, a z kolei w tym samym roku odejście ze Sparty do Gniezna Kazimierza Grudzińskiego. Aż trzech ludzi odeszło ze Zgrzeblarek pod koniec dekady, a mianowicie Jan Szurkowski i Jan Sulewski w 1967 do Gdańska i dwa lata później Czesław Kolman do Unii Tarnów. W tym samym roku, dla równowagi, z Tarnowa do Gwardii Łódź powędrował Jan Kwaśniewicz.
Zmiany owszem były, ale - jak to widać z dzisiejszej perspektywy - bardziej kosmetyczne niż kosmiczne.
Stefan Smołka