Już w minionym sezonie Get Well Toruń nie awansował do fazy play-off, co dla tamtejszych działaczy i kibiców było sporym rozczarowaniem. Przemysław Termiński, właściciel klubu, nie jest bowiem minimalistą i lubi ambitne cele. Dlatego można było założyć, że biznesmen wzmocni zespół. Jeśli jednak dokładnie przeanalizujemy skład, to na papierze wygląda ona dużo słabiej niż w tym roku.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to brak jakiejkolwiek koncepcji. W przyszłym roku w Grodzie Kopernika na pozycji seniorskiej nie zobaczymy ani jednego wychowanka. To kardynalny błąd, bo jeśli drużyna będzie zawodzić, to kto ma być magnesem dla kibiców? Tegoroczne doświadczenia sprawiły, że zatrzymanie Pawła Przedpełskiego było misją niemal niemożliwą. Trzeba było jednak zrobić wszystko, aby 23-latek został w macierzystym klubie, nawet kosztem 45-letniego Rune Holty. Norweg z polskim paszportem wróci wiosną na tor po ciężkiej kontuzji. I lepszy już nie będzie.
W programie meczowym w miejsce Przedpełskiego w roku 2019 wskoczy Norbert Kościuch. Wychowankowi leszczyńskiej Unii należą się ogromne brawa za ambicję i podjęcie wyzwania, ale... Należy pamiętać, że Kościuch ma już 34 lata i od kilku sezonów nie jeździł w ekstraligowych rozgrywkach. W Toruniu jego margines błędu będzie minimalny, albo wręcz nie będzie go w ogóle. Na rezerwie czyha przecież perspektywiczny Jack Holder.
Nie chcę być złym prorokiem dla Kościucha, ale w przyszłym roku o tej porze być może będzie mógł zamienić parę zdań z Damianem Dróżdżem. Obaj znajdą się w encyklopedii polskiego żużla pod definicją "zawodnik kevlar". Być może menedżer Jacek Frątczak wierzy w to, że Kościuch łatwo pogodzi się z tym, że jest zastępowany przez młodego Holdera. Szczerze w to jednak wątpię, a stąd już prosta droga do niezbyt zdrowej atmosfery w zespole. Widzieliśmy to w tym roku na przykładzie Przedpełskiego w Toruniu i Dróżdża we Wrocławiu.
ZOBACZ WIDEO Janusz Kołodziej był na granicy wyczerpania. Krok od anoreksji
W Toruniu zdali sobie też sprawę z tego, że muszą wzmocnić formację juniorską, skoro 21 lat skończył Daniel Kaczmarek. W tym celu ściągnięto Maksymiliana Bogdanowicza, przed którym... ostatni rok startów w gronie juniorów. W tym samym czasie z klubu odchodzi kolejny z wychowanków, Marcin Kościelski. Jaki przykład Get Well daje adeptom toruńskiej szkółki, skoro widzą oni, że karierę w żużlu mogą zrobić, ale co najwyżej poza Toruniem. Przecież już wcześniej "Anioły" straciły Denisa Zielińskiego na rzecz grudziądzkiego GKM-u.
Ktoś powie, że obawy co do formy Get Wellu są przesądzone. Przecież drużyna w tym roku otarła się o play-offy, a miała swoje problemy. Będący w wysokiej formie Jason Doyle i Niels Kristian Iversen to jednak za mało, by walczyć o medale. W minionym sezonie ekipa Frątczaka miała być "mafią", więc komuś w klubie zabrakło odwagi, by "odstrzelić" Chrisa Holdera.
To właśnie Australijczyk jest głównym problemem "Aniołów". Na poziomie, i to nie zawsze, potrafi punktować wyłącznie na Motoarenie. Wyjazdy stały się jego bolączką, a torunianie w tym roku nie wygrali ani jednego spotkania na obcym torze. Bez tego trudno awansować do play-offów.
Gdyby byłego mistrza świata w Toruniu nie było, przed Frątczakiem otworzyłby się szereg opcji. Problem w tym, że bracia Holderowie do wzięcia byli wyłącznie w pakiecie. Może w tej sytuacji Jack powinien od początku zawodów zastępować Chrisa, a nie Kościucha? Wątpię jednak w to, by w głowie Jacka Frątczaka narodził się aż tak szatański plan.