Greg Hancock. Małolatom wyprzeć się nie da. Z metryki się śmieje (podsumowanie Grand Prix)

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Greg Hancock i Tomasz Gollob. Turniej Asy dla Golloba.
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Greg Hancock i Tomasz Gollob. Turniej Asy dla Golloba.

Z wieku i kontuzji, której nabawił się w 2017 roku nie robi sobie nic. Greg Hancock nie daje się odesłać na emeryturę. W doświadczeniu i w czuciu sprzętu nikt mu nie dorównuje.

[b]

Doświadczenie i wiek: [/b]

Udział w dwudziestu czterech sezonach, tyle ile liczy historia Speedway Grand Prix. Cztery zwycięstwa w IMŚ, co czyni go najbardziej utytułowanym w aktualnej stawce cyklu. Greg Hancock jest nie tylko mistrzem i żużlowcem z sukcesami, to legenda czarnego sportu. Kilka lat temu, kiedy miał na swoim koncie jedyny złoty medal (1997) czekano na powolny koniec Amerykanina w GP. On na przekór wszystkim dokonał w sporcie niemożliwego. Po czternastoletniej przerwie wygrał tytuł po raz kolejny. To wbrew pozorom był dla Hancocka przełom, bo po 2011 roku, dorzucił jeszcze dwa. Na tym nie poprzestaje, choć z roku na rok, mu coraz trudniej. Są wokół niego młodzi, gniewni i ambitni, a on nie da się wyprzeć z czołówki.

Pierwszy pełny sezon w Grand Prix: 1995
Wiek: 48 lat
Osiągnięcia w IMŚ: złoto (1997, 2011, 2014, 2016), srebro (2006, 2015), brąz (1996, 2004, 2012)

Zdaniem eksperta:

(ekspert nSport+): Wielu myślało, że po kontuzji barku Greg nie będzie sobie radził, a on pokazuje, że dla niego wiek nie odgrywa roli. Wspaniały zawodnik, co roku nas zaskakuje i nie spuszcza z tonu. Greg ma doskonałe starty, nienaganną technikę jazdy, czucie sprzętu i toru. Szybko wyciąga wnioski, a wielu chłopakom po prostu tego brakuje. Ma nieprawdopodobne doświadczenie, jeździ na tych torach od wielu lat i trudno go zaskoczyć. Sezon się kończy, a on myśli nad nowinkami, testuje i szuka rozwiązań. Patrzy na każde niuanse, które w żużlu decydują o sukcesie. Jest na topie, nie zadowala się utrzymaniem w Grand Prix. Prowadzi wspaniały tryb sportowy. Nie ma zaprzątanej głowy, jest ułożony i gotowy do walki o najwyższe cele.

Najlepsza runda:

Punktowo najlepiej było w Horsens (szesnaście). Wygraną i drugie miejsce stracił na rzecz Woffindena i Łaguty. Hancock po średnim początku w Warszawie i Pradze, szybko połapał się ze swoim sprzętem i wrócił do gry. Amerykanin uwielbia układane, krótkie i techniczne tory, gdzie dużą rolę odgrywa start. W finałowym starciu na CASA Arena nie był jednak rewelacyjny w tym elemencie.

Najgorsza runda:

Przed turniejem w szwedzkiej Malilli można było spokojnie wpisać Grega Hancocka do głównych faworytów. Atuty? Doświadczenie i znajomość toru, na którym jeździ się na co dzień w Elitserien. Grand Prix pokazuje jednak, że liga może nie mieć przełożenia na starty w mistrzostwach świata. Tak było i tym razem, bo Kalifornijczyk skończył zawody z trzema punktami, co było najgorszym występem w całym roku.

Kluczowy moment:

Punktów z Malilli zabrakło na koniec sezonu. Hancock zdawał sobie sprawę, że przez tę wpadkę stracił szansę na brązowy medal. Do Lindgrena zabrakło mu siedmiu punktów, co można było odrobić w jedną rundę. Dla niego gorsze było z pewnością to, że stało się to w Malilli, torze, który zna znakomicie, a mimo to nie potrafił przełożyć tej wiedzy na wynik.

Czynniki mające wpływ na formę:

Mistrz świata w drugiej lidze? Greg Hancock skuszony korzystną ofertą Stali Rzeszów wybrał najniższy poziom rozgrywkowy w Polsce. Jeździł rzadko, ale jak wsiadał na motocykl to pokazywał przewagę nad pozostałymi. Być może była w tym forma zabezpieczenia się, gdyby uraz miał przełożenie na jego jazdę. 48-latek dzięki przerwie od PGE Ekstraligi mógł się skupić w pełni na rywalizacji w cyklu.

Sprzęt i team:

Greg Hancock to numer jeden jeśli chodzi o czucie motocykla. Szybko reaguje, jeśli coś mu się nie podoba. W jednym z sezonów, kiedy jego tuner Peter Johns złapał kryzys, szybko przerzucił się na maszyny od innego dostawcy. Amerykanin znakomicie wyciąga wnioski w czasie zawodów i stanowi zgraną ekipę ze swoim teamem, gdzie istotną rolę odgrywa Rafał Haj. 48-latek nie tylko sam odczytuje problemy, ale i ma znakomitych doradców, którzy mu pomagają.

Ulubione tory:

W jednym z wywiadów Hancock stwierdził, że runda organizowana na Principality Stadium w Cardiff jest jego ulubioną. Nic dziwnego, bo wygrał tam w swoim życiu trzy turnieje, a ponadto dwa razy stał na podium. Świetnie czuje się w Pradze, gdzie również ma znakomite statystyki (dwa zwycięstwa i pięć razy w czołowej trójce zawodów). W 2018 lepiej pojechał w stolicy Walii, gdzie osiągnął finał.

Psychika:

Amerykański luz i podejście czyni go jednym z najbardziej charakterystycznych w stawce uczestników. Zdaje sobie sprawę, że jego największym atutem są starty. Utarło się, że 48-latek większość swoich wyścigów wygrywa po wypracowaniu sobie miejsca po wyjściu spod taśmy oraz na pierwszym łuku. Barry Briggs swego czasu powiedział, że Hancock nie robi niczego ponad siłę. Kalkuluje i skupia się na celach mniejszych i większych, co w ostatecznym rozrachunku daje mu dużo dobrego. W tym po części też należy upatrywać długowieczności Kalifornijczyka, bowiem nie widzimy go, jak wdaje się w bezsensowne przepychanki na pierwszym łuku i walkę o najdrobniejszy punkt.

Ocena redakcji:

Dwadzieścia cztery sezony w Grand Prix, ale Greg Hancock takiego, jak ten ostatni jeszcze nie miał. Przystępował do niego, bowiem po ciężkiej kontuzji. Udało mu się jednak rozwiać wszelkie wątpliwości. Jak zwykle był dobrze przygotowany, choć do najlepszych mu sporo brakowało. Pogubił się w Malilli, na torze, na którym na co dzień jeździ w Szwecji. Tamte zawody zabrały mu medal, co podkreślał w rozmowie z mediami. Początek cyklu też był przeciętny i można było uzbierać nieco więcej punktów. Patrząc jednak na to, ile lat utrzymuje wysoki poziom, a młode pokolenie naciera coraz bardziej, sezon zdecydowanie na plus.

Prognoza na przyszłość:

Greg Hancock jest zawodnikiem spełnionym. Nikt ani, nic nie ma prawa od niego oczekiwać. Tylko jego charakter, ambicja i wola zwyciężania. Jest jak ostatni Mohikanin. Jego koledzy startujący w latach dziewięćdziesiątych, już dawno są na żużlowej emeryturze. On broni honoru amerykańskiego speedwaya, jest jak bastion, który nie zamierza się poddać. Hancock na pewno ma już w głowie koniec kariery, ale nie wyjawi tego, dopóki nie przyjdzie odpowiedni moment. Czeka na swojego następcę, jak Adam Małysz w skokach narciarskich. Marzy mu się jazda w Grand Prix przed własną publicznością w USA, do tego jednak daleka droga. Pięćdziesiątka coraz bliżej, a czy będzie piąty tytuł i wyrównanie wyczynu Ove Fundina? Jankesowi może coś nie wychodzić, ale prób i dążeń do celu na pewno mu nie zabraknie.

ZOBACZ WIDEO Jakub Jamróg: Był taki rok, że widziałem pięć trupów

Źródło artykułu: