[b]
Doświadczenie i wiek:[/b]
Historia Jasona Doyle'a nadawałaby się do napisania książki. Chłopak z Australii, który miał zostać baseballistą wybrał niebezpieczny sport żużlowy i wspinał się do szczytu krok po kroku. W 2013 roku zaczynał dawać o sobie znać w polskiej lidze jeżdżąc dla Kolejarza Rawicz, a potem przenosząc się do Orła Łódź awansował do cyklu Grand Prix. Doyle co roku stawiał sobie poprzeczkę wyżej, aż nadarzyła się okazja by walczyć o złoto IMŚ. Wymarzony tytuł zabrała mu kontuzja w 2016 roku. Wielu myślało, że stracił życiową szansę. Wrócił na przekór wszystkiemu i powtórzył znakomity sezon. Osiągnął mistrzostwo, a w kolejnym roku miał ponownie zostać najlepszym żużlowcem globu. Dokonanie tego jest wielką sztuką. Jak się okazało, na ten moment za trudną dla Australijczyka.
Pierwszy pełny sezon w Grand Prix: 2015
Wiek: 33 lata
Osiągnięcia w IMŚ: złoto (2017)
Zdaniem eksperta:
Jacek Frątczak (menedżer Get Well Toruń): Jason przystępował do tego sezonu jako mistrz świata i każdy triumfator pragnie obronić tytuł, bądź zdobyć medal. Ten rok nie był specjalnie udany. Druga część sezonu pozwoliła na to, aby bezpiecznie utrzymać się w cyklu. W mistrzowskim roku dowiódł, że jest kompletny. Zawodnik bardzo zdeterminowany, twardy w jeździe, świetnie rozgrywający pierwszy łuk. Głęboko przeżywa swoje przegrane, jest zaprogramowany na wygrywanie. Zwycięstwa go nakręcają, nie lubi przegrywać i co wiele razy było widać.
Najlepsza runda:
Krsko. Pod względem punktów był wtedy najlepszym żużlowcem. W finale szybszy okazał się jedynie Patryk Dudek. Co ciekawe w całych zawodach Doyle wygrał raptem trzy wyścigi. Skupił się przede wszystkim na skutecznej jeździe i gromadzeniu ważnych punktów, a zważywszy, że nawierzchnia nie sprzyjała wyprzedzaniu, trzeba było być mocnym na starcie i skupić się na pilnowaniu pozycji. Gdyby nie tak dobry turniej na stadionie im. Matije Gubca sytuacja Australijczyka w walce o czołową ósemkę skomplikowałaby się.
Najgorsza runda:
W 2015 i 2016 roku Jason Doyle miał bardzo przyzwoite występy na torze w Malilli. Kolejne dwa starty były jednak poniżej jego oczekiwań. W tym roku uzbierał raptem cztery punkty i uplasował się na trzynastej pozycji. Równie słabo wyglądała jego jazda w Warszawie i Cardiff, co miało wpływ na miejsce w tabeli.
Kluczowy moment:
Grand Prix Niemiec w Teterow. Przed rokiem spora zaliczka punktowa na niemieckim obiekcie wysforowała Doyle’a na żużlowy szczyt. Tym razem Bergring Arena też była szczęśliwa, bo gdyby nie dobry wynik to zawodnik z Antypodów musiałby drżeć o utrzymanie w cyklu w ostatnim turnieju w Toruniu.
Sprzęt i team:
Doyle nie miał tak zdecydowanej przewagi w sprzęcie, jak w poprzednich sezonach. Flemming Graversen, który dostarczał mu silniki wysokiej klasy musiał uznać wyższość Ryszarda Kowalskiego. Z drugiej strony siła tunerów co jakiś czas się zmienia i Doyle musiał zdawać sobie z tego sprawę. Nawet dobrze zgrany i funkcjonujący team (Johnno Birks i Dave Haynes), który był jego atutem wiele nie mógł zdziałać.
Czynniki mające wpływ na formę:
Upragniony tytuł mistrza świata, zmiana klubu w lidze polskiej. Doyle wrócił do Torunia, w którym nie układało mu się w lidze przy pierwszym podejściu. Sytuacja na początku sezonu wyglądała dość podobnie. Doyle jechał przeciętnie, ale później odbudował się i prezentował się solidniej. W kolejnym roku Australijczyk zostaje w Toruniu. Ścigając się w barwach Falubazu Zielona Góra zdobył złoto. Stabilizacja to może być to, co pozwoli mu wrócić na podium w Grand Prix.
Ulubione tory:
Żużlowiec z Antypodów ma rewelacyjnie statystyki w Teterow. W każdym z trzech turniejów rozgrywanych na tym obiekcie gromadził przynajmniej szesnaście punktów. Z dwucyfrowym dorobkiem kończył każde zawody w Krsko. Dobre wspomnienia pozostawiła mu CASA Arena w Horsens. Lubi Cardiff i Warszawę, choć w tym roku słabo wypadł na nich blado.
Psychika:
Atut Doyle’a. Sezon 2017 to pokazał, kiedy nie załamał się po utracie pewnego tytułu IMŚ, w wyniku kontuzji, której doznał w Toruniu. Jego przygotowania były bardzo intensywne. Pech nie opuszczał wówczas Australijczyka i ucierpiała jego stopa. Ten nie zrezygnował z jazdy i startował dalej. Dla jednych to głupota i narażanie siebie i rywali, a dla drugich oznaka zawziętości i determinacji. Doyle nienawidzi niepowodzeń i wstępuje w niego podobna frustracja jak u Nickiego Pedersena (rzucanie kulami w Cardiff). Żużlowiec przyznał, że zawalił zbyt dużo zawodów w tym roku, aby zdobyć drugie złoto.
Ocena redakcji:
Trzeba stwierdzić, że dla Jasona Doyle’a sezon 2018 był przeciętny. Tylko dwa razy stał na podium. Jak na zawodnika, który myśli o obronie sukcesu to zdecydowanie za mało. Nie było tej samej dominacji, co w latach 2016-2017. W poprzednich dwóch latach jego heroiczna walka o wygranie IMŚ kosztowała go dużo sił i zdrowia. Sam Doyle, który od 2014 roku notuje ciągły progres potraktuje miniony jako przejściowy i zaatakuje ze zdwojoną mocą.
Prognoza na przyszłość:
Jason Doyle w nowej edycji cyklu będzie jedynym Australijczykiem w stawce i to na jego barkach będzie spoczywać reprezentowanie kraju w IMŚ. Większość nie da mu większych szans na powrót do czołówki w przyszłym roku. Jednak to jest mistrz świata, który doszedł do sukcesu ciężką pracą, determinacją, choć wielu mu zarzuci, że na granicy bezpieczeństwa i własnego zdrowia. 33-latek poczynił już pierwsze zmiany i rozstaje się ze swoimi mechanikami, z którymi osiągnął żużlowy Olimp. Znając Doyle’a, on nie pozwoli sobie na drugi tak słaby sezon. Dokona też inwestycji w sprzęt, które mają mu pomóc wrócić tam, gdzie był.
ZOBACZ WIDEO Janusz Kołodziej był na granicy wyczerpania. Krok od anoreksji