Według naszych ustaleń, Stal Rzeszów oferowała Oliverowi Berntzonowi dużo lepsze warunki finansowe niż te, jakie ma w Gnieźnie. Na transfer Szweda mocno naciskał Greg Hancock. Amerykanin miał nawet kontaktować się z Berntzonem i osobiście namawiać go, aby dołączył do beniaminka pierwszej ligi.
Zdaniem Hancocka, Szwed ma duży potencjał. Właśnie dlatego czterokrotnemu mistrzowi świata zależało, by jeździć razem z nim w polskim zespole. Ostatecznie jednak Berntzona nie przekonały ani argumenty finansowe, ani ciepłe słowa Kalifornijczyka i zdecydował się na kontynuowanie kariery w Car Gwarant Starcie Gniezno.
Gdyby Oliver postąpił inaczej i przeniósł się do stolicy Podkarpacia, to teraz znalazłby się na lodzie, bo przecież Stal nie dostała licencji na starty w Nice 1. Lidze Żużlowej. Pewnie ktoś by go z tego lodu przygarnął, ale i tak sytuacja nie byłaby zbyt komfortowa, bo nie wiadomo, na jakich warunkach zostałby zatrudniony. Szwed dokonał zatem mądrego wyboru, stawiając na wiarygodnego pracodawcę.
Start słynie z rozważnej polityki finansowej. Działacze, nim wydadzą jakieś pieniądze, skrupulatnie wszystko kalkulują. Dlatego też nie chcieli wdawać się w licytacje ze Stalą Rzeszów. Swoją drogą, to swoim podejściem wygrali z klubem Nawrockiego dwukrotnie, bo przypomnijmy, że Stal kusiła też Oskara Fajfera, który ostatecznie zdecydował się na powrót do macierzy.
ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Nie wyobrażam sobie klubu bez prezesa Mrozka. On zna się na żużlu, a takich ludzi brakuje