Henryk Jasek: Chcieliśmy jechać, bo byliśmy akurat mocniejsi

Henryk Jasek w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl przyznaje, iż żałuje, że nie udało się odjechać niedzielnych zawodów. Jego zdaniem pojedynek lidera z wiceliderem drugoligowego frontu mógł się bez większych problemów odbyć. Inne zdanie miał jednak sędzia i to jego głos był decydujący.

Maciej Spychała z Opola postanowił, że pojedynek Orła Łódź z Kolejarzem Rawicz odbędzie się w innym terminie. Decyzję tę kwestionuje trener Niedźwiadków, Henryk Jasek: - My chcieliśmy jechać, bo byliśmy akurat mocniejsi. Tor był co prawda ciężki, ale nadawał się do jazdy. Sędzia podjął taką, a nie inną decyzję. My nic na to poradzić nie mogliśmy, mówi się trudno.

Jak przedstawia się sprawa z nowym terminem potyczki Orła z Kolejarzem? - Na razie niczego jeszcze nie wiadomo. Wiem, że w tej sprawie rozmawiał będzie niedługo prezes Cieślak i niebawem dowiemy się, kiedy przyjdzie nam pojechać w tym meczu - tłumaczy Jasek.

Rawiccy działacze twierdzą, że na obiekcie Orła w Mieście Włókniarzy w czasie, gdy miały się rozpoczynać zawody nie było karetek pogotowia. Podobne spostrzeżenia ma także opiekun RKS-u: - Karetek ja także na stadionie nie widziałem. Trudno jednoznacznie określić, czy łodzianie nie chcieli pojechać w tym meczu. Jedno jest pewne - nie dysponowali najsilniejszym składem. Decyzja należała do sędziego i tyle w tym temacie można powiedzieć.

Faktycznie dla żużlowców z rawickiej ekipy niedzielna wyprawa do Łodzi była wycieczką. Zawodnikom trzeba zapłacić za przyjazd na zawody, problem ten dostrzega także wrocławski trener. Dla kogo jego zdaniem ta eskapada była najbardziej uciążliwa? - Na pewno klub stracił sporo pieniędzy poprzez wyjazd na mecz, który się nie odbył. Nasi krajowi zawodnicy nie mieli zbyt dużego dystansu do przebycia, ale na przykład Maks Gregoric, czy Sebastian Alden mieli naprawdę daleką drogę. Szwed, aby dojechać do Łodzi musiał przebyć 1200 kilometrów - wyjaśnia Henryk Jasek.

Komentarze (0)