Informacja o tym, że Grigorij Łaguta został złapany na dopingu, ujrzała światło dzienne 7 lipca 2017 roku. Później mieliśmy telenowelę z udziałem zawodnika i prezesa ROW-u, który bronił go jak lew. Rosjanin miał mu się za to odwdzięczyć podpisaniem kontraktu z rybnickim klubem po odbyciu kary zawieszenia.
Wydawało się, że tak zresztą będzie, bo Łaguta wiele razy zapewniał, że do ROW-u wróci. Zmienił jednak zdanie, kiedy do gry z atrakcyjną propozycją wkroczył Speed Car Motor Lublin. Beniaminek PGE Ekstraligi potrzebował lidera z prawdziwego zdarzenia i zdołał przekonać go do startów w swoich barwach.
ROW znalazł się w bardzo trudnym położeniu. Prezes Krzysztof Mrozek za ucieczkę z Rybnika chce od zawodnika 2,5 miliona złotych odszkodowania. Kibicuje mu wielu działaczy. Są jednak też tacy, którzy mówią nam, że szef ROW-u w sprawie Łaguty popełnił poważny błąd.
Zobacz także: Hancock wymienia z ROW-em uprzejmości
[color=black]ZOBACZ WIDEO Kołodziej i Dudek mówią o gigantycznych kosztach zawodników
[/color]
Ich zdaniem gdyby Mrozek nie ufał aż tak Łagucie i odpowiednio się zabezpieczył, to Rosjanin miałby znacznie utrudnioną przeprowadzkę do Lublina. Wystarczyło zastosować jedynie przepisy regulaminu sportu żużlowego. W GKSŻ potwierdzają nam, że takie narzędzie w tym przypadku istniało. - Można było zastosować zapisy regulaminu sportu żużlowego. Wtedy Rosjanin nie mógłby zrobić praktycznie nic. Miałby związane ręce - wyjaśnia wiceprzewodniczący GKSŻ Zbigniew Fiałkowski.
Szczegółowe zapisy znajdują się w Zbiorze zasad regulujących stosunki pomiędzy zawodnikiem i klubem. Klub ma prawo nałożyć na zawodnika kary umowne, między innymi karę za naruszenie przepisów antydopingowych, która obecnie może sięgać nawet 500 000 zł.
Gdyby ROW zdecydował się na taki ruch, to władze polskiego żużla prawdopodobnie by go nie kwestionowały. Wina Łaguty nie podlegała bowiem żadnej dyskusji.
Zawodnik mógłby się wprawdzie odwołać do Trybunału PZM, ale miałby niewielkie szanse na sukces. Rosjanin nie mógłby zostać potwierdzony do startów w żadnym klubie, aż nie uregulowałby długu wobec ROW-u. Dodajmy, że Łaguta wcale nie musiał płacić. Rybniczanie mogli odstąpić od roszczenia przy podpisywaniu kontraktu z Rosjaninem.
W przeszłości w ten sposób zabezpieczało się wielu działaczy. Przez zobowiązania wobec klubów problemy z potwierdzeniem do startów mieli Kevin Woelbert, Martin Smolinski czy Rory Schlein. Teraz podobnie wygląda sytuacja Chrisa Harrisa.
to taki termos Poludnia
co prawda z tego, co slysze, jest szalenie uczynny i potrafi pomoc
ale sprawy rozgrywa po dziadowsku
n Czytaj całość