Finał Złotego Kasku w Pile został odwołany z powodu nieregulaminowego toru i buntu zawodników, którzy podpisali oświadczenie, że na tej nawierzchni nie pojadą. Chodziło o wystające krawężniki na prostej. Na torze w Pile od kilku lat brakuje nawierzchni. Dotąd krawężniki były jako tako zakrywane dzięki sprytnym zabiegom torowym. Na finale tego nie zrobiono, żużlowcy te krawężniki zobaczyli i odmówili startu.
Dziś wiele osób mówi, że zawodnicy nie powinni byli tego robić. Trener kadry Marek Cieślak na miejscu prosił żużlowców, żeby pojechali dla kibiców, klubu, telewizji i dobra sportu. Także prezes klubu miał prosić uczestników, żeby się nie buntowali, bo Polonia może mieć z tego powodu ogromne kłopoty. Zawodnicy nie dali się przekonać. Krzysztof Cegielski udzielił nam mocnego wywiadu, w którym ich poparł za to, że wreszcie pokazali charakter. Nie brakuje jednak opinii, że jeśli żużel w Pile upadnie, żużlowcy będą za to, chcąc nie chcąc, moralnie odpowiedzialni.
Prawnie oczywiście niczego nie można zawodnikom zarzucić. Tor faktycznie był nieregulaminowy, tu i ówdzie coś wystawało, więc Piotr Pawlicki, Maciej Janowski i spółka mogli zrobić to, co zrobili. Przez dużą część środowiska są zresztą za to chwaleni. Choćby z tego względu, że wreszcie się postawili oprawcom, którzy karzą ich za brak loga na czapce czy busie, ale nie tylko.
ZOBACZ WIDEO Czy polscy żużlowcy są traktowani po macoszemu?
Problem w tym, że w tego typu przypadkach nie działa się w myśl zasady, że na złość mamie odmrożę sobie uszy. Trudno też tłumaczyć się tym, że "oni" popełnili całe mnóstwo błędów, więc mam prawo zaprotestować nawet w najbardziej skrajny sposób. Kilka osób po przeczytaniu wywiadu z Cegielskim, który bronił zawodników, zapytało, czy odradzi on swojemu podopiecznemu Januszowi Kołodziejowi jazdę w Grand Prix. Na jednodniowych torach banda jest robiona z metalowej konstrukcji stosowanej do wykonywania szalunków. Z bezpieczeństwem ma ona tyle wspólnego, co wystający krawężnik w Pile.
Jeden z pracowników pilskiego klubu dodaje z kolei, że Sebastian Niedźwiedź, ten sam, który Cegielskiemu żalił się, że po treningu na stadionie Polonii bolały go kolana, miał żałować, że nie podpisał kontraktu na starty w tym klubie. Zresztą Adrian Miedziński i Szymon Woźniak, którzy również trenowali w Pile, też po treningu nie mieli zastrzeżeń.
Poza wszystkim faktem jest, że dwie imprezy w Pile w tym roku się odbyły. Krawężniki lepiej zamaskowano, choć na prostej przeciwległej do startu i tak wystawały, ale nikt nie protestował. Dlatego dziś w PZM daje się słyszeć, że kadrowicze wykorzystali okazję, by zemścić się za nagonkę, jaką urządzono na nich po absencji na zgrupowaniu w Zakopanem i przedstawieniu przez nich L-4. I mniejsza o to, czy zarzuty są zasadne. W momencie, kiedy sytuacja nie jest zerojedynkowa, trafiają one do świadomości.
Czytaj także: Ruta: Zawodników chwalę, bo zdrowie najważniejsze
Zostawmy jednak zawodników. Niech każdy z nich zrobi sobie rachunek sumienia i odpowie na pytanie, czy to miało sens. Bo czy trener kadry położyłby na szali cały swój autorytet, żeby namawiać żużlowców do jakiejś samobójczej misji? Ci, którzy zaprotestowali, muszą w tej sytuacji na poważnie odpowiedzieć sobie na pytanie, ile w ich buncie było realnej troski o bezpieczeństwo i własne zdrowie, a ile chęci dołożenia twórcom regulaminów. Pytanie wydaje się zasadne, choćby z tego względu, że nawet ci, którzy popierają żużlowców, mówią, że w ich zachowaniu było trochę polityki.
Tak czy inaczej, żużlowcy zademonstrowali wyłącznie upór, bo już pomyłki i zaniedbania obciążają kogoś innego. Polonia od kilku lat jeździ z niedoborem nawierzchni. Przed finałem Piotr Szymański, przewodniczący GKSŻ, m.in. w reakcji na rozmowę z Cegielskim, wysłał do Piły listę 18 zaleceń. Klub wykonał 17, jednego nie. Mianowicie nie dosypał nawierzchni.
Mimo to można było imprezę uratować, gdyby zadbały o to osoby funkcyjne. Trener kadry mówi dziś, że wystarczyło zbronować tor i rozciągnąć materiał tak, że bez problemu dałoby się przykryć krawężnik. Dodatkowo można było wysypać kilka taczek luźnej nawierzchni pod bandą na prostej. Pytanie, dlaczego komisarz toru nie zadbał o to, żeby ta praca została należycie wykonana. Przecież to wydawało się oczywiste. Trzeba przecież brać pod uwagę to, że zawodnik może zawadzić o beton hakiem od motoru i nieszczęście gotowe.
W PZM obradują, co zrobić z finałem Złotego Kasku i szukają winnych zaniedbań (jeśli osoba weryfikująca tor napisała, że brakuje nawierzchni, to sprawa wydaje się oczywista). Zastanawiają się też, jak zareagować na to, co zrobili zawodnicy. Dzwoniliśmy przed rozpoczęciem obrad do żużlowej centrali i usłyszeliśmy, że Polonia chce się wycofać z ligi.