Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Zawodnicy się zbuntowali, finał Złotego Kasku się nie odbył. Już słyszałem komentarze, że teraz trzeba będzie przed żużlowcami rozkładać czerwone dywany.
Krzysztof Cegielski, były żużlowiec, menedżer Janusza Kołodzieja: Myślałem, że nie trzeba będzie dyskutować o tej sprawie w taki sposób. Co do zasady z torem żużlowym jest tak, że albo spełnia wymogi, albo nie. Można dywagować na temat tego, czy nie należało dopuścić Grega Hancocka do jazdy, skoro ten miał zły wpis w książeczce zdrowia, Stal Rzeszów tłumaczyła to błędem. Można dywagować na temat dopuszczenia dwóch zawodników do jazdy, kiedy nie wiadomo, który tak naprawdę pierwszy dotknął taśmy. Nie można jednak dywagować w kwestiach bezpieczeństwa. Tu są twarde reguły gry. Tor jest regulaminowy i bezpieczny bądź też nie. Ten w Pile nie był ani regulaminowy, ani bezpieczny. Wystające krawężniki, banda zwrócona przeciwko kierunkowi jazdy. Przecież tak każdy mógł o to zahaczyć i nieszczęście gotowe.
Trener Marek Cieślak przyznał, że tor był nieregulaminowy, ale można było na nim jechać. Prosił nawet zawodników, żeby dla dobra żużla to zrobili, bo piękna pogoda, a zawody odwołane.
Możemy prosić zawodników, żeby na nieregulaminowym torze jechali. Możemy im powiedzieć, uważajcie chłopaki, dla dobra kibiców i wszystkich pojedziemy. Można to zrobić, ale nie na takim turnieju. Na zawodach towarzyskich, nie ma sprawy, ale tu gra miała się toczyć o to, kto wywalczy miejsce w eliminacjach do Grand Prix. Dla wielu z tych zawodników to miał być najważniejszy indywidualny turniej w roku.
Czytaj także: Woźniak o Kasprzaku nie powie złego słowa
W Pile w tym roku już odbywały się zawody. Był mecz drugiej ligi, były eliminacje do Złotego Kasku. Wtedy jakoś nikt nie narzekał.
Z tego, co wiem, to były zgłaszane uwagi sędziemu. Nie wiem, czy zostały wpisane do protokołu. Nie zmienia to faktu, że w dniu finału Złotego Kasku zastano niebezpieczny tor, stąd taka decyzja. Swoją drogą to ja analizowałem medialne przekazy z Piły. Pisano, że tor dziurawy, niebezpieczny, że na lidze traktor wjechał w bandę. Ciągle coś złego się działo.
ZOBACZ WIDEO Czy polscy żużlowcy są traktowani po macoszemu?
I co pan z tą wiedzą zrobił?
Zadzwoniłem do przewodniczącego GKSŻ Piotra Szymańskiego i prosiłem go, żeby zwrócił uwagę na to, co dzieje się w Pile, bo za chwilę będzie tam ważny turniej i czułem, że coś może się zdarzyć. Bałem się, że tor nie będzie nadawał się do ścigania na tak istotne zawody i po czterech biegach żużlowcy powiedzą do widzenia. Nie wiem, co zrobiono z moją wiedzą, ale czarny scenariusz się sprawdził.
I jest pan przekonany na sto procent, że zawodnicy nie mogli ulec namowom Cieślaka?
Nie, bo w obecnych czasach mamy regulaminy, gdzie wszystko robione jest od linijki. To dotyczy również torów, zwłaszcza tych ekstraligowych. Nie wierzę w to, żeby w takiej PGE Ekstralidze kazano jechać na torze z wystającymi krawężnikami.
Zawodnicy, w tym Woźniak, Niedźwiedź i Miedziński, trenowali w Pile we wtorek.
Czemu wtedy żaden z nich nie zgłosił żadnych uwag?
No trenowali i było ciężko. Sebastian Niedźwiedź podszedł do mnie na długo przed tym, jak wybuchła dyskusja o torze. Mówił, że na treningu ciężko było mu się złożyć w łuk, że kolana go bolały. Poza tym on nie jest od tego, żeby cokolwiek zgłaszać. On ma założyć dobry kombinezon, kask i to jest jego odpowiedzialność. Za przygotowanie toru odpowiada organizator.
Ten tor dostał licencję.
Może naciągamy sprawy.
Ja wiem, że brakuje na tym torze nawierzchni. Brakowało jej jednak także na meczu ligowym i w eliminacjach Złotego Kasku.
To, kto dopuścił ten tor. Ja go nie odbierałem. Nie wiem, może wtedy nawierzchni było więcej. Nie wierzę, żeby ktoś dopuścił tor z wystającymi krawężnikami.
Nie wiem, jak było. Zastanawiam się jednak, czy nie można było zrobić czegoś więcej, żeby uniknąć skandalu.
Zazwyczaj przepychało się takie turnieje kolanem, a potem zawodnicy łamali ręce i obojczyki. Mówiono trudno, taki jest żużel, zdarza się. Teraz okazało się, że zawodnicy nie mają ochoty się łamać i dobrze, bo potem byłyby pretensje klubów. A przecież w Pile mieliśmy aż czternastu zawodników ekstraligi, dwóch liderów drużyn pierwszej ligi. Dawniej po wypadkach mówiono, po co jechał, skoro tor się nie nadawał. Teraz zawodnicy powiedzieli dość.
Dotarły do mnie takie informacje, że Pawlicki, Janowski i Woźniak namówili pozostałych na odmowę jazdy. Podobno Pawlicki ma pretensje do trenera Cieślaka za to, że nie dostał dzikiej karty na Grand Prix w Warszawie. W domyśle odegrał się za to, protestując.
A co ma dzika karta na Grand Prix do wystającego krawężnika. W Pile było siedemnastu zawodników, którzy mówili jednym głosem. Poza tym teraz głos mocniej podnieśli Piotr, Szymon i Maciej, a następnym razem zrobi to ktoś inny. Wierzycie, że Piotr Protasiewicz dał się młodym zbajerować?
Czytaj także: Ostafiński: Get Well z grilla? Nieprawda
Zgoda, ale ci sami zawodnicy jeżdżą na trudniejszych torach w ligach zagranicznych i nie protestują.
To są mity.
Czyli nie jeżdżą?
Jeżdżą, ale co to ma wspólnego z tą historią. Czy jeśli jechali gdzieś, gdzie było niebezpiecznie, to znaczy, że mamy ich zmuszać do tego samego? W Ekstralidze to nie zawodnicy wymyślili równe, bezpieczne tory. Poza tym apeluję do osób, które teraz nie widziały problemu w tym, żeby finał Złotego Kasku się odbył, żeby już nigdy nie mówiły, że najważniejsi są zawodnicy i ich zdrowie. Ja byłem w Pile, przyglądałem się wszystkiemu z boku i mogę powiedzieć, że było niebezpiecznie. Zatem albo stawiamy na bezpieczne tory, albo wróćmy do samowolki sprzed lat.
Co dalej. Wrócić raz jeszcze do Piły? No i komu dać przepustkę do eliminacji w Grand Prix?
Mam nadzieję, że procedury nas nie gonią, że jeszcze można zrobić ten finał. Najlepiej w Pile, ale na dobrze przygotowanym torze. Tam trzeba dosypać nawierzchni. I nie kupuję wymówek gospodarzy, że nie można było tego dotąd zrobić, bo materiał by się nie związał.
https://sportowefakty.wp.pl/zuzel/801477/23-tory-zuzlowe-przejda-weryfikacje-bez-lice Czytaj całość