Działacze i sztab szkoleniowy MRGARDEN GKM-u Grudziądz kilka razy oglądali karambol po wielce ryzykownym ataku Macieja Janowskiego na pierwszym łuku. Zawodnik Betard Sparty Wrocław wjechał na pikę, na dwa koła. W szczycie łuku wygięło mu motocykl, stracił nad nim panowie, w efekcie uderzając w maszynę Krzysztofa Buczkowskiego.
- To cud, że Buczkowski wyszedł z tego jedynie ze stłuczeniem stawu skokowego - uważa trener GKM-u Roberta Kempińskiego. - Na szczęście Przemek Pawlicki, który jechał za Maciejem i Krzysztofem, zachował się przytomnie i położył motocykl. Nie zmienia to faktu, że maszyny fruwały w powietrzu, a Krzysiek nawet oberwał. Na szczęście niegroźnie.
Czytaj także: Menedżer Motoru: Już nie możemy przegrać meczu u siebie
- Przerwa Buczkowskiego w startach ma potrwać maksymalnie cztery dni. Zrobią mu okłady, przejdzie rehabilitację i powinno być dobrze. Być może nie straci nawet meczu ligi szwedzkiej - zauważa Kempiński.
ZOBACZ WIDEO Nie jest sztuką zakontraktować Grega Hancocka i skończyć jak Stal Rzeszów
Pawlicki, który uczestniczył w kraksie, narzekał po wypadku na lekki ból głowy, ale nie jechał do szpitala. Nie było takiej potrzeby. W klubie usłyszał, że jeśli zacznie się coś złego z nim dziać, to ma natychmiast dzwonić. Dotąd jednak nie dzwonił, więc w GKM uważają, że i w tym przypadku nic złego się nie stało.