W meczu PGE Ekstraligi pomiędzy drużynami z Grudziądza oraz Wrocławia doszło do dwóch kontrowersyjnych upadków. Najpierw Maciej Janowski doprowadził do kontaktu z Krzysztofem Buczkowskim, wskutek którego sam nabawił się kontuzji. Kilka biegów później Patryk Rolnicki wywrócił Maxa Fricke.
W tym drugim przypadku skończyło się tylko na sinikach. Jednak sędzia Paweł Słupski potraktował je za równie groźne. Janowski i Rolnicki otrzymali po żółtej kartce. To oznacza, że obaj musieli wyciągnąć z portfela po 500 zł, bo taką karę przewiduje regulamin.
Czytaj także: Maciej Janowski już po operacji
Eksperci zwracają jednak uwagę na to, że arbitrzy zaczynają zbyt często sięgać po żółte kartki. Należy bowiem pamiętać, że żużel jest sportem kontaktowym i zawsze dochodziło w nim do upadków.
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski: Nie zazdroszczę Jackowi Frątczakowi. To idzie w złym kierunku
- Łatwo zauważyć, że Patryk Rolnicki nie zrobił nic, by uniknąć kontaktu z Maxem Fricke. Tymczasem Maciek Janowski starał się i niemal próbował zawrócić, byle tylko nie zderzyć się z Krzysztofem Buczkowskim - ocenił w rozmowie z nami Rafał Dobrucki, były menedżer Betard Sparta Wrocław.
Dobrucki miał przyjemność komentować mecz w Grudziądzu w Eleven Sports i już wtedy zwracał uwagę na to, że faul Rolnickiego był znacznie ostrzejszy, a sędzia potraktował obu sprawców upadków jednakowo.
- W tamtym incydencie Buczkowski też złożył się za późno, zaczął schodzić do krawężnika. Jasne, że upadek był spowodowany przez Maćka. Jednak nie widziałem tam żadnych znamion premedytacji i powodów do dania żółtej kartki. Musimy się zastanowić nad tym, czy tych kartek nie rozdajemy za dużo - dodał Dobrucki.
Czytaj także: Andreas Jonsson wyleci ze składu Motoru?
Co ciekawe, w trakcie transmisji ze spotkania podobne zdanie w studiu Eleven Sports wyraził Mirosław Kowalik. Trener pilskiej Polonii również uważał, że Janowski nie wjechał celowo w Buczkowskiego i nie zasłużył na żółtą kartkę.
Janowski zasłużył na żółtą kartkę, a Rolnicki na czerwoną.