Czterech uczestników Grand Prix Warszawy będzie dmuchać w alkomat. Doping to nie jest, ale kary za picie wciąż wysokie

WP SportoweFakty / Mateusz Domański / Na zdjęciu: PGE Narodowy podczas GP Polski
WP SportoweFakty / Mateusz Domański / Na zdjęciu: PGE Narodowy podczas GP Polski

Alkohol przestał być traktowany w żużlu jako doping, ale żaden zawodnik przy zdrowych zmysłach nie spróbuje w GP Warszawy jazdy na podwójnym gazie. Raz, że każdy może zostać wylosowany do kontroli, dwa, że po kielichu trudno byłoby dobrze jechać.

W tym artykule dowiesz się o:

4 lata temu Darcy Ward wpadł na badaniu alkomatem przed Grand Prix Łotwy na żużlu. W noc poprzedzającą zawody miał wypić, bo jak tłumaczył, dostał wiadomość, że rodzice się rozwodzą. Organizatorów to jednak nie interesowało. Ktoś uprzejmie doniósł, Ward musiał dmuchać i stracił przez to nie tylko ten jeden turniej, ale i dostał 10 miesięcy zawieszenia. Sam proces wymierzania kary trwał długo, poza tym sprawę podciągnięto pod doping.

Alkohol był w żużlu przez pewien czas na liście środków zabronionych przez WADA (Światowa Agencja Antydopingowa), bo uważano, że jego zastosowanie może pomagać zawodnikom w złamaniu bariery strachu. Nikt nie brał pod uwagę, że takiego kielicha na odwagę żużlowiec musiałby pić przed każdym biegiem. - Już po pierwszym wszystkie parametry, w tym ten kluczowy, czyli koncentracja, idą w dół. Po drugim najdalej trzecim, zawodnik już nie dałby rady się ścigać - mówi nam trener kadry Marek Cieślak.

Czytaj także: Człowiek z blachą powalczy o tytuł mistrza świata

- Alkohol jako doping to było nieporozumienie - dodaje Sławomir Kryjom, żużlowy menedżer i ekspert nSport+. - Przecież procenty zaburzają percepcję i osłabiają refleks. Co zawodnikowi po odwadze, skoro skuteczność na torze jest pochodną automatyzmu. Te po alkoholu znikają.

ZOBACZ WIDEO Dlaczego Jacek Frątczak zniknął z mediów? Menedżer zabrał głos

Obecnie alkohol w żużlu już nie jest już traktowany jako doping (wypadł z listy w styczniu 2018), ale próżno szukać zawodnika chętnego do wypróbowania nawet w miarę bezpiecznego patentu 6-krotnego mistrza świata Tony'ego Rickardssona. Szwed miał taki zwyczaj, że w noc przed zawodami pił mocnego drinka, by się zresetować i nie nabijać sobie głowy myślami o rywalizacji. Rano budził się jak nowonarodzony i lał rywali na torze. Oczywiście w chwili, gdy pojawiał się w parku maszyn przed zawodami, nie miał już w organizmie żadnych procentów.

W związku z tym, że alkohol nie jest w żużlu dopingiem, nie ma groźby otrzymania drastycznej kary zawieszenia do 4 lat. Wciąż jednak można wiele stracić, bo wpadka oznacza nie tylko przyklejenie łatki pijaka i skreślenie z listy startowej, ale i postępowanie dyscyplinarne. W efekcie można zostać zawieszonym od 9 do 18 miesięcy.

Czytaj także: Cegielski wybrałby inaczej niż Kołodziej

A ryzyko jest duże, bo przed każdym turniejem GP jest badanie alkomatem. I nigdy nie wiadomo, na kogo padnie. Wiadomo jedynie, że dmuchać będzie czterech zawodników. Są oni wybierani drogą losowania. Czasami przewodniczący jury wyciąga przygotowane wcześniej karteczki, choć zdarza się też, że niektórzy korzystają ze specjalnych programów dostępnych na telefonie komórkowym.

Źródło artykułu: