Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Widać na pana twarzy cierpienie. Przystępował pan do zawodów poobijany, a wygląda na to, że wypadek z 14. wyścigu dał się panu we znaki?
Patryk Dudek: Szkoda gadać. Żużel to nie są szachy. Szkoda tego upadku. Jechałem poobijany, po tej kraksie czuję się jeszcze gorzej. Czułem duży dyskomfort, szczególnie na wjeździe w pierwszy wiraż, gdzie trzeba być swobodnym. Sobotnie zawody były dla mnie ciężkie, ale patrząc na wynik końcowy, nie ma to znaczenia.
Jak pan skomentuje decyzję o powtórce tego wyścigu w pełnej obsadzie?
Myślę, że była to jak najbardziej słuszna decyzja. Sędzia widział, że ten tor jest bardzo wąski. Pewnie na innym obiekcie, w Lesznie czy Częstochowie, dałoby się inaczej pojechać, ale tutaj na tych strasznie wąskich wirażach, ciężko było.
Przeczytaj także: Tai Woffinden przegranym Grand Prix Polski. Pewność siebie zgubiła Brytyjczyka (komentarz)
16 punktów, pozycja lidera klasyfikacji przejściowej, to chyba idealne rozpoczęcie cyklu i dobra pozycja wyjściowa do dalszej walki?
Pierwsze koty za płoty. Na pewno mogłem zrobić tych punktów więcej. Naprawdę czułem się bardzo dobrze po pięciu wyścigach. W półfinale zaskoczyła mnie jedna koleina. Nawieźli tam przy równaniu więcej materiału i pojechałem za długo na jednym kole. Fredrik Lindgren mnie zaskoczył i lekko mnie wypchnął. Myślałem, że w finale poradzę sobie z czwartego pola startowego. Jednak była podobna sytuacja, gdzie też za długo pojechałem na jednym kole. Robiłem wszystko, by ten motor jak najbardziej zgasić do krawężnika, ale przy tej stawce zawodników, nie udała się ta sztuka. Jechałem linią Fredrika Lindgrena po wewnętrznej części, bo tam było najkorzystniej i dojechałem trzeci.
ZOBACZ WIDEO Artiom Łaguta: Grisza jest twardy, ale to nie oznacza, że będzie lepszy
W pewnym momencie bardziej chyba myślał pan o obronie tej pozycji na podium niż walce o zwycięstwo w finale?
Mogłem jedynie czekać na jeszcze jeden błąd Lindgrena. Mogło go pociągnąć w tych dziurach, ale trzymał się krawężnika i nic nie mogłem zrobić. Kontrolnie odwracałem się i patrzyłem, gdzie jest Niels Kristian Iversen, który próbował atakować szerzej. Myślę, że w tej części zawodów zewnętrzna już nie chodziła. Krawężnik był korzystniejszy.
Zadowolony jest pan z tego występu?
Jest spoko, ale złość sportowa we mnie w środku jeszcze jest. Zabrakło tej kropki nad "i".
Przeczytaj także: Tomasz Gollob wyjechał na tor PGE Narodowego. Runda honorowa polskiego mistrza
Czyli nadal czekamy na Polaka, który wygra Grand Prix na PGE Narodowym...
Ludzie czekają chyba na to, kto zajmie pierwsze miejsce na koniec sezonu po Grand Prix w Toruniu. Czy wygrało się dzisiaj czy nie, to nie ma znaczenia. I tak liczą się punkty. Przy okazji chciałbym podziękować sponsorom, kibicom, bo byli niesamowici. Coś wspaniałego usłyszeć wrzawę przed ostatnim wyścigiem. Czułem, że to trochę niepotrzebne i wolałbym tego słuchać już po finale, bo pewnie ludzie oszaleliby z radości. Chciałem zrobić wszystko, co w mojej mocy, by wygrać. Szkoda, nie udało się. Spróbuję za rok, jeśli będę jeździć w Grand Prix. A podziękowania kieruję jeszcze raz w stronę sponsorów, mechaników, rodziny, dziewczyny. Super, że wszyscy byli i trzymali za mnie kciuki.