Żużel. Krzysztof Cegielski: Inni mają przenośne laboratoria, a żużlowca można najwyżej nakryć z piwem (wywiad)

WP SportoweFakty / Jakub Barański / Na zdjęciu: Krzysztof Cegielski i Marcin Feddek
WP SportoweFakty / Jakub Barański / Na zdjęciu: Krzysztof Cegielski i Marcin Feddek

Z Krzysztofem Cegielskim, byłym żużlowcem i ekspertem nSport+, rozmawiamy o dopingu technologicznym w żużlu. - Jeśli ktoś ma dowody, to powinien wyłożyć karty na stół. Ja wiem, że mieszanie metanolu mogłoby spowodować wybuch - mówi Cegielski.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: To jak to jest z tym dopingiem technologicznym w żużlu?

Krzysztof Cegielski, były żużlowiec, ekspert nSport+: Nie wiem, jak jest. Wiem natomiast, że dużo się mówi. Nie wiem jednak, czy to oznacza, że coś jest na rzeczy. Nie widzę dowodów. Sam analizując sytuację w parku maszyn, rozmawiając z zawodnikami i mechanikami, którzy u nich pracują, problemu nie widzę. To nie jest zbyt szczelne środowisko, więc pewnie coś by wyszło.

To skąd te wszystkie opowieści o nitro, chemii w metanolu i dziurawych gaźnikach?

Przede wszystkim z zazdrości tych, którzy przegrywają i nie potrafią jeździć tak szybko, jak rywale. To są opowieści tych, którzy mają braki w dopasowaniu i czytaniu sprzętu. Przecież zawodnicy, którzy mają swoje pięć minut, są poddawani przeróżnym testom, sprawdzianom, czy kontrolom. Te ostatnie często są robione znienacka. Nie raz słyszeliśmy też o rozbieraniu silników na części. Nigdy jednak nic nie wykryto.

ZOBACZ WIDEO: Doping technologiczny. Czy jest możliwe, aby żużlowcy dolewali coś do silników?

Czytaj także: Łap oszusta, czyli chemia, nitro i nienaturalnie szybcy zawodnicy

Może nie da się pewnych rzeczy wykryć?

Jak kiedyś mówiłem, że nie ma w żużlu dopingu medycznego na taką skalę, jak w kilku innych dyscyplinach to głównie miałem na myśli to, że jednak w speedway'u nie ma takiej patologii, że sportowcy i ich lekarze próbują przechytrzyć drugą stronę i wciąż wymyślają nowe rozwiązanie, które na początku często są nie do wykrycia.

Pan to powiedział po wpadce Dudka, a potem byli jeszcze Ward, Łoktajew i Grigorij Łaguta.

Ward? Napił się i przez przypadek został złapany, ale to nie doping. Nie mówmy, że żużel to kolarstwo, sporty walki, czy dyscypliny, gdzie zawodnicy uciekają przed kontrolerami na lotniskach, gdzie pokoje na obozach przypominają laboratoria. U żużlowców na obozie są dwa lub cztery piwa, to wszystko. To jest jednak duża różnica.

Kiedyś słyszałem, że starsi żużlowcy przetaczają krew.

Nie słyszałem o tym. Jeśli tak, to mamy kontrole, które powinny to sprawdzić. Naprawdę dużo się pod tym względem dzieje. Tak dużo, że już nawet media tego nie odnotowują, bo jest to naturalne. Ostatnio kontrola była w Grudziądzu, na meczu GKM-u z Fogo Unią. I co? I wszystko w porządku. Właśnie to pozwala mi stwierdzić, że dopingu medycznego nie ma. Może się oczywiście zdarzyć jakiś jednostkowy przypadek, bo żużlowcy się profesjonalizują i szukają sposobów na poprawienie wyników i fizycznego samopoczucia. Nie mówmy jednak o masowym dopingu w żużlu.

Wróćmy do sprawy dopingu technologicznego. Jak wytłumaczy pan dziwny płomień w silniku Grigorija Łaguty, który dał początek tej dyskusji?

Może i ten płomień był dziwny, ale jak rozmawiałem z fachowcami, to zwracali też uwagę na to, że pojawił się w niespotykanym miejscu. Niektórzy nie rozumieją, dlaczego akurat tam. Czytałem wypowiedzi Dariusza Sajdaka, mechanika Łaguty, że zdiagnozowali przyczynę. Jakbym miał mieć jakąś sugestię, to może taką, że team zawodnika, w porozumieniu z GKSŻ, powinien opublikować komunikat, że wszystko było zgodne z regulaminem. Może nawet GKSŻ sama powinna poprosić o wyjaśnienia. Do Sajdaka, który pracował u największych mistrzów mam zaufanie, a wiadomo, że Grigorij przez dopingową wpadkę zaufanie nadszarpnął, więc jakieś pismo by się przydało. Może bez szczegółów, bo każdy kryje swoje tajemnice, te dozwolone, ale jednak.

Troy Batchelor napisał, że wystarczyły kontrole, by jeden bardzo szybki zawodnik nagle zgasł.

Zawsze znajdziemy sytuację, do której coś dopasujemy. Ja się niczego w zniżce punktowej Łaguty czy innego zawodnika nie doszukuję. Nie lubię teorii spiskowych.

Wiele osób po ostatnim weekendzie triumfuje, tyle że robią to ciszej niż Batchelor.

Jeśli Troy, czy ktokolwiek inny wie, że Łaguta czy inny zawodnik, używa czegoś niedozwolonego, to trzeba o tym powiedzieć, zgłosić to, a nie plotkować. Najlepsze rozwiązanie to karty na stół. Jest podejrzenie, to zgłaszamy, a nie opowiadamy o tym.

Więcej o cieniu podejrzeń, jaki Batchelor rzucił na Łagutę przeczytasz tutaj

A jak się pan zapatruje na mieszanie paliwa z nitro czy kapsułkami z chemią?

Rozmawiałem z najważniejszą osobą w polskim żużlu, która z kolei dyskutowała o tym z poważnym chemikiem. Tematem była możliwość dorzucania tych rzeczy do metanolu. Ten chemik stwierdził, że nastąpiłby w takiej sytuacji wybuch. Zatem to, o czym mówimy, bez względu na to, czy chodzi o nitro, czy jakieś kapsułki, jest niemożliwe do zastosowania. Byłyby z tym same problemy.

Czyli nie ma nic, co można by dorzucić i wzmocnić paliwo?

Nie słyszałem. Poza wszystkim próbuję sobie wyobrazić, jak taką rzecz można by wykonać. W domowym zaciszu pewnie by się dało, ale na meczu masa ludzi się kręci. Zawodnicy są obok siebie, każdy widzi najdrobniejszą czynność u kolegi. Każde odkręcenie baku z dala od beczki z metanolem to nienaturalna czynność, która od razu zwróciłaby uwagę. A przy beczce z metanolem też zawsze jest ktoś, kto napełnia bak. Ten ktoś widziałby, że mechanik wrzuca jakąś kapsułkę. Wiem, że u zawodników trwa technologiczny wyścig, bo przecież Artiom Łaguta mówi o współpracy z inżynierem z F1, a inni też coś mają. Jednak wyścig to nie doping.

Słyszał pan o stosowaniu dziurawych gaźników?

To jest możliwe, ale łatwo wpaść na kontroli. Na pewno kontrolerzy muszą być w tej kwestii bardzo czujni, bo przykład Huberta Czerniawskiego, który miał dziurawy gaźnik, zasiewa takie ziarno niepewności. Ktoś ten gaźnik rozwiercił, ktoś mu go dał.

Włókniarz nagłośnił też ostatnio temat pożyczania sobie silników przez zawodników różnych drużyn. Jak się to panu podoba?

Mnie to nie pasuje. Jakby zawodnik Ekstraligi pożyczał silnik koledze z pierwszej, czy drugiej ligi, to nie ma sprawy. Jednak pożyczanie sobie silników przez żużlowców drużyn konkurujących ze sobą w tej samej lidze, to nie do końca by mi się podobało. Zwłaszcza teraz, gdy każdy wyścig i każdy punkt jest na wagę złota. Każdy zawodnik, dosłownie w każdym biegu walczy jak o życie, bo przecież właśnie decyduje się, kto pojedzie w play-off, a kto będzie walczył o utrzymanie.

Zasadniczo, rozumiem, że pana zdaniem całe to gadanie o dopingu w żużlu większego sensu nie miało i nie ma.

Jedna rzecz jest pozytywna. Bez względu na wszystko, przez nagłośnienie sprawy i gorącą dyskusję, osiągnęliśmy taki efekt, że nawet jeśli ktoś kombinował, to teraz już nie będzie. Z wieloma aspektami się nie zgadzam, ale akurat nagłośnienie tematu dopingu technologicznego było dobre, bo teraz już na pewno walka będzie wyrównana.

Źródło artykułu: