Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.
***
Dzwonię, piszę do Pana w bardzo ważnej sprawie. Wiele moich rozmów telefonicznych, czy mailowych w ostatnim czasie rozpoczynało się mniej więcej tak, a w rozwinięciu poruszało kwestie dopingu sprzętowego. I od razu dodam, że ma to jakiś tam związek (choć nie tylko) z płonącym silnikiem Grigorija Łaguty we Wrocławiu. Akurat tę sprawę zostawmy już jednak na boku, bo mam wrażenie, że została wyczerpująco opisana. Nie mam zresztą wystarczających narzędzi i wiedzy, by stwierdzić, czy miało to jakiś związek z zastosowaniem rozwiązania niezgodnego z regulaminem. Nawet dwaj panowie, którzy poruszyli sprawę (Jacek Filip, Leszek Demski), nie mówią wprost, że doszło do oszustwa. Wskazują jedynie na to, iż było to dziwne. Tzn. dziwny był płomień.
Jednak do rzeczy, bo jak twierdzą moi rozmówcy mamy z jednej strony wspaniałe wydarzenia, wielkie nazwiska, jeszcze większe pieniądze i wysoką oglądalność. Za tym wszystkim, za tym parawanem doskonałości kryje się jednak ciemna strona, czyli omijanie przepisów przez najlepszych zawodników na świecie. Trudno mi oszacować, jak poważny to proceder, ale zważywszy na to, jak wiele się o tym mówi, uważam, że sprawę należy potraktować niezwykle poważnie. Może i to całe gadanie, to wyłącznie miejskie legendy, ale z drugiej strony lepiej dmuchać na zimne. A jeśli się coś odpowiednio nagłośni, to przynajmniej ktoś się wystraszy i na jakiś czas schowa się do podziemia.
ZOBACZ WIDEO Łaguta na ostatnich metrach uratował remis! Kronika 7. kolejki PGE Ekstraligi
Czytaj także: Matej Zagar ma refleks szachisty. Powinien z tym coś zrobić?
Od razu uprzedzę, że nie będę wieszał na szyjach zawodników ani kogokolwiek tabliczek z etykietą "żużlowy oszust”", bo nie o to chodzi. Jeśli jednak ktoś zagubił się w pościgu za pieniądzem i sławą (stracił ludzką przyzwoitość), to myślę sobie, że dla przeciwdziałania i przeciwwagi należy to opisać i napiętnować, bo niedozwolone wspomaganie sprzętowe nie jest czymś, co należy pochwalać i mówić, że przecież nic się nie stało, że przecież jedynie okazało się, że ktoś był sprytny.
Zawodnicy, mechanicy, tunerzy w takim sporcie jak żużel, siłą rzeczy szukają rozwiązań, które pozwolą im zbudować przewagę nad rywalami. Nierzadko obchodzą przy tym regulamin. O tym, jakie są możliwości obejścia przepisów, mówi się w środowisku żużlowym wiele. Inna sprawa, że dotąd jakoś nikt nikogo za rękę nie złapał. Wyjątkiem był Hubert Czerniawski, który przystąpił do zawodów z nieregulaminowym silnikiem, za co został zawieszony na 3 miesiące.
Zostawmy jednak Czerniawskiego, a skupmy się na metanolu. Słyszałem wiele różnych opowieści o tym, jak to zawodnicy dosypują przeróżne środki chemiczne, by móc podążać ścieżkami, na których teoretycznie nie da się złapać wielkiej prędkości. Nie wiem, czy żużlowcy naprawdę coś sypią albo, czy dolewają nitro-metanol. Wiem natomiast, że w polskiej lidze nie było ostatnio jakichś kontroli paliwa. Były na zawodach FIM, ale na lidze już nie. Dobrze więc, że Ekstraliga Żużlowa zapowiada od teraz wzmożone kontrole.
Mówi się też o wielkich kombinacjach z gaźnikami. Tu akurat kontrole są robione i nikt nikogo nie złapał. Podobno jednak zawodnicy mają swoje sposoby na przechytrzenie komisarzy technicznych i sędziów. Kontrolowane gaźniki są oznaczane przez osoby funkcyjne flamastrem i naklejką. Od jednej z osób ze środowiska słyszymy, że jedno i drugie można łatwo kupić. To oznacza, że łatwo można w trakcie zawodów skorzystać z rozwierconego gaźnika. Wymiana trwa 40 sekund. Między biegami można szybko zamienić dobry gaźnik na taki rozwiercony przy okazji wymiany dyszy i filtra powietrza.
Sędziowie upierają się, że to nie jest takie łatwe. Przekonują, że przeprowadzenie takiej operacji jest trudne, ale dodają też, że nie jest niemożliwe. Zwłaszcza że osoba kombinująca z gaźnikiem ten skontrolowany odpowiednio później ubrudzi. Czyściutki gaźnik po przejechaniu czterech okrążeni wzbudziłby podejrzenia, stąd ta cala mistyfikacja. Zatem, tuż przed biegiem, skontrolowany gaźnik jest chowany, w to miejsce pojawia się dziurawy, a po biegu znowu zamiana. Oba są brudne, mają te same naklejki lub znaki zrobione flamastrem, więc wszystko gra.
Całkiem niedawno były też podejrzenia, że jeden z dostawców części kupił i rozprowadza gaźniki używane w sidearach. Mają one większą, niedozwoloną w żużlu średnicę gardzieli, dlatego miałyby być tak pożądane. Po tym, jak poszła plotka, sędziowie zrobili nalot i w kilku spotkaniach sprawdzili gaźniki. Na ten z sidecarów się nie natknęli. Nawet na jeden, a miała być partia. Dodajmy przy okazji, że rozwierconego też nie znaleźli. Albo więc oszuści to, co robią, robią dobrze (patrz wyżej) albo to jednak legenda.
Prawdą natomiast jest, że w Szwecji mieliśmy aferę z podrabianymi deflektorami. Robił je taki jeden mechanik z centralnej Polski. Wyglądały jak oryginalne, tyle że nie były dozwolone. Podróby wykryto i wyrzucono na śmietnik. Także w Szwecji było jakieś zdarzenie z wierconymi tłumikami, ale nie sposób powiedzieć, czy to był jednostkowy przypadek, czy wierzchołek góry lodowej. O skażonym metanolu w Szwecji też dostałem informację, ale nie udało mi się jej potwierdzić, więc za nią nie ręczę.
Bardzo niebezpiecznie, o ile jest prawdziwe, wydaje się to, co powiedział mi jeden z informatorów, że tunerzy mają zaufanych klientów i przerabiają im sprzęt na taki niedozwolony, ale za to bardzo szybki. Trenerzy i działacze wymieniają jednym tchem nazwiska zawodników, których należałoby sprawdzić. Czemu tego sami nie zrobią? Jak tłumaczą, szkoda im 12,5 tysiąca złotych. Tyle trzeba teraz zapłacić za takie zgłoszenie. Kaucja przepada, jeśli osoba wskazująca rzekomego oszusta nie miała racji.
Czytaj także: Cegielski chce być jak Gortat. Żużlowy związek będzie lada moment
Od razu jednak dodam, że kaucje nie mogą wrócić do poziomu 4 tysięcy, bo przy tak niewielkiej kwocie mielibyśmy protestowe szaleństwo. Ktoś, z czystej złośliwości, mógłby chcieć osłabić rywala. Wiadomo, że z silnikiem po rozbiórce różnie bywa. Mógłby się popsuć.
Inna sprawa, że według informacji, które uzyskałem, przeróżnych kontroli jest całe mnóstwo. Nie na paliwo, ale na gaźnik i silnik już tak. Nikt jednak nikogo za rękę nie złapał. Na razie mamy więc taką oto sytuację, jak ta z 2016 roku, kiedy z baku motocykla jednego z zawodników pobrano metanol i zabezpieczono go w strzykawce. Nic jednak z tego nie wyszło.