"Na pełnym gazie" to cykl felietonów Jana Krzystyniaka, byłego żużlowca i szkoleniowca, a obecnie cenionego żużlowego eksperta.
***
Poziom sędziowania w polskich ligach moim zdaniem jest nieodpowiedni. To według mnie i tak delikatna ocena pracy arbitrów. Praktycznie całe środowisko żużlowe, łącznie z kibicami, nie wie, którym regulaminem kierują się sędziowie w swoich ocenach. Uważam tak, bo każdy sędzia interpretuje przepisy po swojemu.
Na początku przytoczę chociażby zdarzenia z ostatniego meczu Stelmet Falubaz Zielona Góra - Fogo Unia Leszno oraz ze spotkania Stelmet Falubazu z forBET Włókniarzem Częstochowa. Gdyby zrobić zdjęcie sytuacji, w których Bartosz Smektała zderzył się z Martinem Vaculikiem oraz Nicki Pedersen z Adrianem Miedzińskim, to można zorganizować konkurs pod tytułem "znajdź różnicę". Ja bym tam znalazł tylko różne kolory kasków i kevlary. To były identyczne sytuacje i nieważne czy to się wydarzyło 10 metrów bliżej czy dalej. Tymczasem mamy dwie różne decyzje.
ZOBACZ WIDEO Dudek to nie Gollob, a trener mu nie pomaga
Takich sytuacji można mnożyć na pęczki. Gdy zobaczyłem, jak sędzia Piotr Lis przerwał bieg po starcie Jakuba Miśkowiaka w meczu Włókniarza z Falubazem, to rozbolał mnie brzuch. Autentycznie się rozchorowałem. Co ten arbiter temu chłopcu zrobił?! Przecież Miśkowiak wystartował idealnie i nie można funkcjonować na zasadzie, że muszę zatrzymać bieg, aby się upewnić czy start nie był kradziony. W taki sposób sędziowie mogą drukować mecze. Wiem, że to mocne słowa, ale jestem głosem wielu ludzi ze środowiska żużlowego i zwykłych kibiców, którzy nie mają możliwości tego głośno powiedzieć.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że sędzia za to nie odpowiada, bo przepisy pozwalają mu przerwać bieg w momencie, gdy nie jest pewny co do poprawności procedury startowej. Właściwie może to zrobić w każdej chwili. Makabra.
Czytaj także: Motor może uniknąć baraży, a Włókniarz... play-offów - analiza szans zespołów PGE Ekstraligi
I kolejny przykład, tym razem z meczu Get Well Toruń - Speed Car Motor Lublin, kiedy to w 15. biegu doszło do niebezpiecznej sytuacji między zawodnikami gości, którzy jechali daleko za prowadzącą parą gospodarzy. Gdy arbiter przerwał wyścig, każdy zrobił wielkie oczy i otworzył usta zastanawiając się, co się właśnie wydarzyło. Przecież, z tego co wiem, można wykluczyć zawodnika w trakcie biegu i nie trzeba go przerywać. A co jeśliby ten wyścig decydował o wyniku meczu? Jak to zatem inaczej nazwać, jak nie drukowanie? Na szczęście ta odsłona nie miała już żadnego znaczenia, ale nie chcę nawet myśleć jakby się to skończyło, gdyby było inaczej. To jest karygodne.
Wygląda na to, że każdy arbiter ma swój własny regulamin i jestem tego pewien w stu procentach. Z kolei za czasów, kiedy to ja ścigałem się na żużlu, w ogóle nie było tematu. Decyzja sędziego była wtedy święta i w większości przypadków zawodnik nawet nie protestował, bo wiedział, że źle zrobił. Wówczas sędziowie nie mieli najmniejszego problemu z zawodnikami na starcie. Dzisiaj to arbitrowie nie panują nad czterema zawodnikami pod taśmą. Nie wiem dokąd to zabrnęło.
Zobacz także: Jakub Miśkowiak nie skończył 18 lat, a jeździ z reklamą bukmachera. Włókniarz twierdzi, że to nie problem
Obecnie sędziowie pracują pod presją, bo każdy ich ruch jest odgórnie obserwowany. Być może właśnie ta presja doprowadza do tego, że potem dyskutujemy o ich decyzjach.
Rozmawiam z zawodnikami i mówią mi: "słuchaj, jadąc na zawody jestem mocno zestresowany, bo nie wiem czy wiatr mocniej nie zawieje, poruszy mi się nogawka i dostanę ostrzeżenie na starcie czy zostanę wykluczony". Zawodnicy zastanawiają się czy mogą zrobić na torze dany manewr, bo w każdej chwili mogą spodziewać się zatrzymania wyścigu i wykluczenia. Ta presja, panika wręcz, jaka w tej chwili panuje u zawodników i sędziów powoduje, że ludziom odechciewa się oglądania żużla.
Gdy widzę natomiast, jak zawodnik na starcie jest przestawiany to w przód, to w tył, to ogarnia mnie śmiech. Niczemu to nie służy, ale może wtedy sędzia chce przekazać zawodnikowi wiadomość o treści: "ja tu rządzę chłopie i masz się ustawić tak jak ja chcę". Tymczasem, bądźmy poważni, dwa milimetry czy nawet pięć centymetrów nie zmienia kompletnie nic.
Jan Krzystyniak