Stefan Smołka. Czwórkami do Nieba szli herosi minionych dni (felieton)

W ostatnich tygodniach swoją Ziemską wędrówkę zakończyła czwórka znanych i cenionych żużlowców polskich, urodzonych blisko siebie w przestrzeni czasowej lat 1932-1934.

Stefan Smołka
Stefan Smołka
Kazimierz Bentke - fot z prasy brytyjskiej Materiały prasowe / archiwum Stefana Smołki / Na zdjęciu: Kazimierz Bentke - fot. z prasy brytyjskiej

Najpierw wspomnieć muszę postać zmarłego w kwietniu bieżącego roku Joachim Maja. Nasza ostatnia rozmowa nie należała do ekskluzywnych. Nie była nawet składna, była za to szczera… Do bólu szczera. Mam na myśli ból rozumiany jak najbardziej fizycznie. Pan Joachim jeszcze się starał, ale nie umiał już ukryć swojej nieporadności wynikającej z postępującej skrajnej demencji. Gołym okiem niefachowca widać było, że stan zdrowia pana Joachima był już bardzo poważny. Rozmawiałem z opiekunkami pacjenta. Panie, ofiarnie usługujące naszemu Mistrzowi, potwierdziły, że pan Joachim od jakiegoś czasu w błyskawicznym tempie zaczął podupadać na zdrowiu. Jak się wkrótce okazało, to były ostatnie tchnienia Jego życia. Niedługo po mojej wizycie Joachim Maj już nie żył.

Wielki sportowiec, ciężko doświadczony, ranny w sportowym boju, długo zmagał się ze skutkami ciężkiego urazu na torze bydgoskiej Polonii w 1969 roku. Twardy, a zarazem pogodny człowiek. Zawsze fair - sportowiec marzenie. Nienaganny technicznie, unikający używek, dbający o kondycję i sylwetkę. Maje tak mają - zawsze są piękne, wszędzie, gdzie okiem sięgnąć w polskiej krainie, ale odtąd żaden już w Rybniku nie będzie tak cudownie Majowy.

Równolatkiem i kolegą z reprezentacji Polski Joachima Maja był, urodzony 22 lutego 1932 roku koło Śmigla, Kazimierz Bentke, znakomity wychowanek powojennej sekcji motocyklowej leszczyńskiej Unii, której oddał większość swojej dwudziestoletniej kariery. Debiutował w lipcu 1951 roku w meczu ligowym w Rybniku. Mistrz Polski z drużyną leszczyńskiej Unii w latach 1951-1953. Od młodości wykazywał niespożytą energię, znany był z "atomowych" startów. Mieszkał na ul. Wojska Polskiego w Lesznie, więc - ironia losu - wzięty został w 1954 roku do armii, gdzie "obskoczył" sekcje żużlowe Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego z siedzibą we Wrocławiu, a następnie w Warszawie (1955).

ZOBACZ WIDEO Po co Dowhan dzwonił do Krużyńskiego po odejściu Frątczaka

Po "wojsku" przeniósł się do Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie bardzo lubiany pozostał by pewnie na dłużej, gdyby Ostrovia nie raczyła zawiesić swojej sekcji żużlowej jesienią 1959 roku. Bentke był tam wówczas najlepszym żużlowcem klubu, ale w zaistniałej sytuacji wrócił do Leszna, by w sezonie pierwszoligowym 1960 roku stać się liderem Unii z dziesiątą średnią w Polsce (2,22). Rok później już śmigał w Anglii (w klubie Coventry Bees) w ramach stażu za zgodą PZM, co było przywilejem nielicznych (Marian Kaiser, Stefan Kwoczała, Henryk Żyto i Paweł Waloszek) w latach 1959-1961.

Przeczytaj także: Powroty do przeszłości: Konstanty i Bernard - dwa żużlowe asy

Od połowy lat 60. wierny barwom swej Unii w głębokim kryzysie (po odejściu Henryka Żyty) błąkał się z kolegami po opłotkach drugiej ligi. Tylko od czasu do czasu gdzieś błysnął indywidualnie (piąte miejsce w finale IMP 1966 i podium prestiżowego Memoriału Smoczyka). Po sezonie 1969 wyjechał do Niemiec, gdzie wraz z rodziną pozostał już do końca życia. Pomimo zaawansowanego wieku (około 40 lat) także na Zachodzie próbował jeszcze zaistnieć w speedwayu jako czynny zawodnik. Wreszcie otworzył podwoje własnego biznesu w branży motoryzacyjnej i z powodzeniem tę firmę prowadził wraz z synem Norbertem.

Ostatnio Bentke blisko miał do rodzonego brata Joachima, Erwina Maja, który widząc depresyjne nastroje bliskiego sąsiada często odwiedzał dawnego kolegę z toru Kazimierza. Z opowiadań pana Erwina wiem, że Kazimierz Bentke, człowiek zawsze przedsiębiorczy i energiczny, przeżywał w ostatnich miesiącach ciężki kryzys, czego początkiem była śmierć małżonki Danuty. Owo zjawisko, dość powszechne nie tylko w rodzinnych relacjach sportowców, pozwoliłem sobie ubrać w następującą rymowankę:

Człek każdy najbardziej jest chory,
Kryzysów to częsta przyczyna,
Gdy braknie małżeńskiej podpory,
Świat cały się walić zaczyna.

Kazimierz Bentke odszedł od nas 13 lipca 2019 roku.

Kolejnym żużlowym herosem dawnych lat był Zdzisław Waliński. Urodzony w październiku 1933 roku w Lesznie był nieco młodszym kolegą Kazimierza Bentke. Wraz z Bentke reprezentował barwy zwycięzcy DMP 1952-1953, choć jego wkład w złoto ligi dla Unii był znikomy, by nie powiedzieć żaden, jako że wyłącznie zasilał rezerwy Unii Leszno w Poznańskiej Lidze Okręgowej, gdzie wciąż eksploatowano motocykle rożnych marek, jedynie przystosowywane do ścigania na żużlu. W 1955 roku obaj leszczynianie, Bentke i Waliński, reprezentowali warszawski CWKS.

Zdzisław Waliński praktycznie pierwszy sezon w żużlowej ekstraklasie zaliczył w 1956 roku, gdy miał już prawie 23 lata. Odtąd już nieprzerwanie punktował dla Unii aż do roku 1971, kiedy to postanowił zejść ze sceny. Pozostawał z Unią na dobre i na złe, w czasie dla zasłużonego klubu niezwykle trudnym, rozhuśtanym pomiędzy medalowymi zdobyczami (1958, 1962), a degradacjami dawnej potęgi do niższej dywizji. Miał w klubie wysokie średnie biegowe, powyżej 2,00, indywidualnie raz był finalistą IMP (jedenaste miejsce w Rzeszowie - 1962), raz wygrał Memoriał Smoczyka (1961).

Jeszcze w trakcie wyczynowej kariery, oraz tuż po odstawieniu motocykla, pomagał w pracy szkoleniowej w macierzystym klubie. Zdzisław Waliński był skromnym, wyciszonym człowiekiem, unikającym rozgłosu wokół własnej osoby. Zmarł 16 czerwca 2019 roku w Poznaniu i tam też został pochowany.

Dalsza część artykułu na następnej stronie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×