Po drugim z rzędu kiepskim sezonie w barwach Stelmet Falubazu Piotr Protasiewicz (33 średnia, 1,5 pkt/ na bieg) zdaje się nie być pewny miejsca w składzie macierzystego klubu na przyszły rok. Nawet mimo ważnego kontraktu.
W klubie też zastanawiają się ponoć, czy stawianie na 44-latka ma jeszcze sens, czy nie warto zaryzykować i nie wymienić wychowanka na kogoś gwarantującego większe zdobycze. Takie sygnały docierają do nas z różnych źródeł. Sam żużlowiec również ma świadomość, że jego pozycja nie jest najmocniejsza, dlatego miotają nim różne myśli.
Falubaz przejawiał przed początkiem zmagań w PGE Ekstralidze mocarstwowe ambicje. Co odważniejsi zapowiadali finał i detronizację Fogo Unii Leszno. A, że papier, luźne dywagacje to jedno, życie błyskawicznie zweryfikowało te odważne zapędy. Szybko okazało się, że mamy do czynienia z marzeniami ściętej głowy i sukcesem będzie już sam medal.
ZOBACZ WIDEO Cugowski pytany o kontrakt Łaguty z Motorem parsknął śmiechem
CZYTAJ TAKŻE: Falubaz - Włókniarz. Gospodarze muszą zacząć od mocnego uderzenia
Trochę przez różowe okulary rozpisano scenariusz, iż cała piątka seniorów wali komplety, albo się o nie ociera, uzupełniając braki punktowe wynikające ze słabszej formacji juniorskiej. Efekt? Skończy się prawdopodobnie spektakularną klapą i brakiem jakiegokolwiek krążka. Kilka głów jest ponoć gotowych do ścięcia. Prezes Adam Goliński daleki jest od radykalnych kroków, ale chcąc nie chcąc musi coś zrobić, nawet dla świętego spokoju. Żeby nikt mu nie zarzucił, że taki stan rzeczy mu pasuje. A tak na sto procent będzie, gdy zespół nie przejdzie żadnej transformacji, a kibice na prezentacji ujrzą te same twarze.
Poza tym, że nie do ruszenia jest tercet Dudek, Vaculik i Jepsen Jensen, w Falubazie rozpatrują różne opcje. Protasiewicz dzierży w swoich dłoniach potężny oręż, jeden niepodważalny atut. Jest Polakiem, a tych wartościowych brakuje. Gdyby ten deficyt był mniejszy, Goliński pewnie wzorem Nickiego Pedersena dałby Protasiewiczowi wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu. A tak posiadając z nim ważną umowę, znajduje się w komfortowym położeniu, ma opcję B i trzyma go w szachu, zapewniając sobie bufor.
Pan Piotr nie siedzi z założonymi rekami. Doświadczenie i lata spędzone w tym środowisku każą mu podpowiadać, że coś może wisieć w powietrzu. Do końca kariery bliżej niż dalej więc na chleb pasuje jeszcze gdzieś zarobić, a nie ogrzewać się w blasku najlepszej ligi świata, spijać śmietankę i np. siedzieć na ławie. Protasewicz jest zbyt ambitny na tego typu "zabawę".
Wszystkie drogi prowadzą do Bydgoszczy, ośrodka, który jest świeżo upieczonym beniaminkiem Nice 1.LŻ. Jerzy Kanclerz, właściciel Polonii pochwalił się na czwartkowej konferencji prasowej w miejskim ratuszu, że Protasiewicz do niego dzwonił, ale nie chciał zdradzić, co było przedmiotem rozmów. W ciemno zakładamy, że dżentelmeni nie dyskutowali o pogodzie.
Pomijając, że Protasiewicz puszcza oko do Polonii, doskonale wie gdzie uderzyć i nieźle kombinuje. Ścigał się dla bydgoszczan w latach 2005-2006, a urzędujący wówczas prezes Leszek Tillinger nie kryje, że walka o jego względy i wydarcie go z Apatora Toruń było jednym z najtrudniejszych zadań w historii szefowania Polonii.
Zejście ligę niżej ma też swoje uzasadnienie pod kątem Zielonej Góry. Dla Falubazu lepiej wypożyczyć Protasiewicza szczebel w dół, bacznie mu się przyglądać niż w razie nagłego wystrzału formy wzmacniać rywali w PGE Ekstralidze. Inna sprawa, że nazwisko Protasiewicz wciąż działa na wyobraźnię. Jego kontrakt w Nice 1 LŻ byłoby absolutnym hitem transferowym na miarę bomby w PGE Ekstralidze, magnesem dla kibiców.
Polonia powoli odbudowuje swoją dawną potęgę, budzi coraz większe zainteresowanie u renomowanych zawodników. A po awansie na zaplecze PGE Ekstraligi stała jeszcze atrakcyjniejszym kierunkiem. Co ważniejsze, jej marka nie wyblakła. Mówiąc Polonia, już do końca świata będziesz myślał Tomasz Gollob, a zaraz potem cała gama medali DMP.
CZYTAJ TAKŻE: Grand Prix Wielkiej Brytanii. Nowy rywal Zmarzlika w walce o złoto