Ostatnie sezony w PGE Ekstralidze pokazały, że startowanie z numerem 2 lub 10 na kevlarze jest niezwykle trudnym zadaniem. Pod to miejsce w składzie trafiali przeważnie najsłabsi zawodnicy z seniorskiego zestawienia, a już w pierwszym biegu przychodziło im się mierzyć z liderami i na dodatek musieli startować z pól zewnętrznych.
Jak szkodliwy jest numer 2/10 pokazał przypadek m.in. Damiana Dróżdża, który w ubiegłym sezonie w Betard Sparcie Wrocław został sprowadzony do roli "kevlara". Bardzo często wyjeżdżał do biegu tylko w pierwszej serii startów, po czym był zastępowany przez kolegów. Podobnie było w przypadku Tobiasza Musielaka w forBET Włókniarzu Częstochowa.
Czytaj także: Milik nie otrzymał telefonu z Rybnika
W tym roku miejsce Musielaka pod Jasną Górą zajął Paweł Przedpełski, który też musiał zmierzyć się z klątwą numeru 2/10. Szło mu tym z różnie. Raz miewał lepsze występy, raz gorsze. Zdarzały się mecze, gdy po dwóch słabych wyścigach był zastępowany w ramach rezerwy taktycznej przez kolegów z drużyny.
ZOBACZ WIDEO: Stelmet Falubaz szykuje bombę transferową? Chodzi o zawodnika zagranicznego!
Dlatego zawodnika "Lwów" cieszy informacja, że PGE Ekstraliga myśli nad zmianami w tabeli biegowej przed sezonem 2020. Nie wiadomo jeszcze na czym będzie polegać modyfikacja, ale może się okazać, że zawodnicy spod numerów 2/10 będą mieć lepsze pola startowe lub też rzadziej będą się mierzyć z liderami ekip spod numerów 1/9 i 5/13.
- Na pewno mnie ucieszyła zapowiedź zmian. Poziom trudności każdy będzie miał zbliżony. Fajnie, że ktoś o nas myśli. Dla mnie to jak najbardziej pozytywna informacja - powiedział nam Przedpełski.
Czytaj także: Prezydent Rybnika zamienił urząd na warsztat
Z kolei Jan Krzystyniak zauważył, że najczęściej problem dotyczył polskich zawodników. Zwłaszcza po rozszerzeniu składów o ósmego żużlowca. - Musimy dbać o Polaków, bo nie ma ich wielu na rynku. Wiem, że zawodnicy zagraniczni pięknie mówią o polskich klubach, ale oni przyjeżdżają do nas tylko po pieniądze. Ich słowa możemy sobie włożyć między bajki. Już teraz zaczyna nam brakować Polaków, kluby to widzą. Asekurują się i podpisują z nimi wieloletnie kontrakty - ocenił były żużlowiec i trener.