- Jestem z prezesem umówiony, że do 20 października będę miał zapłacone zaległości. Jeśli tak będzie, usiądziemy do stołu i porozmawiamy o przyszłym sezonie. Po 20 października okaże się, czy prezes dotrzyma obietnicy - to słowa Krzysztofa Kasprzaka, które wywołały burzę po pierwszym spotkaniu barażowym z Arged Malesa TŻ Ostrovią.
Od dłuższego czasu zawodnik truly.work Stali jest mocno kuszony przez Speed Car Motor Lublin, który złożył mu ciekawą ofertę. Kasprzak nie ma wprawdzie za sobą udanego sezonu, ale jego odejście z Gorzowa postawiłoby drużynę Stanisława Chomskiego w bardzo trudnym położeniu. Na rynku nie ma już zbyt wielu żużlowców, którzy mogliby go zastąpić. Prezes Marek Grzyb przekonuje jednak, że nie ma powodów do paniki. - Słowa Krzysztofa to dla mnie w sumie nic nowego - mówi nam szef Stali.
Zobacz także: Nadciąga Mrozek. Prezes PGG ROW-u zdradza, że 99 procent składu zamknięte
- Nie za bardzo rozumiem to zamieszanie. Uważam, że wokół zawodnika wytworzyła się dziwna presja. Nie wiem też, dlaczego Krzysztof wyciągnął te sprawy na światło dzienne. Od dawna jesteśmy umówieni na załatwienie spraw formalno - technicznych po meczach barażowych. Z drugiej strony Krzysztof nic złego nie powiedział. To pewna prawda, na którą się już wcześniej dogadaliśmy - tłumaczy Grzyb.
Jak duże są zatem zaległości, które ma gorzowski klub wobec Kasprzaka? Tego nie wiemy. Prezes przekonuje nas jednak, że wywiąże się z umowy, którą ma z zawodnikiem. - Stanowczo dementuję informacje, że chodzi o stare, przeterminowane długi. To nie są zaległości sprzed roku czy dwóch lat. Mówimy o sprawach bieżących. Tak samo jest w wielu innych ekstraligowych klubach. Na pewno wywiążemy się z naszych zobowiązań. Wtedy będzie trzeba zapytać zawodnika, czy on nie złamie danego słowa. Ja nadal uważam, że jesteśmy umówieni. Nic się nie zmieniło - podsumowuje Grzyb.
ZOBACZ WIDEO: W listopadzie prezes Włókniarza powie, dlaczego Drabik nie wrócił