Maciej Janowski i Maksym Drabik wysłali do żużlowej centrali zwolnienia lekarskie tuż przed meczem Polski z Resztą Świata, przez co trener Marek Cieślak musiał w trybie pilnym szukać zmienników. Szkoleniowiec ostatecznie postawił na Pawła Przedpełskiego i Bartosza Smektałę.
- Muszę podziękować trenerowi. Gdy pojawiły się składy na ten mecz, to muszę przyznać, że byłem smutny, że mnie nie ma w zestawieniu. Dlatego gdy zobaczyłem, że dzwoni do mnie Marek Cieślak, to nie zdążył zadać pytania, a ja już powiedziałem "tak" - powiedział Smektała.
Czytaj także: Motor Lublin zyska na braku Jasona Doyle'a
Zawodnik Fogo Unii Leszno mógł pójść śladem Janowskiego czy Drabika i wziąć zwolnienie lekarskie. Nie zrobił jednak tego, bo starty z orzełkiem na piersi są dla niego niezwykle ważne.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Zobacz najnowszy magazyn "Speedway+"
- Tak naprawdę chory byłem już w tygodniu przed finałem IMŚJ w Pardubicach. Tam było najgorzej. Ostatnie dni się leczyłem i czuję się lepiej. Choroba jeszcze nie jest wyleczona, ale jestem w pełni sprawny. Miałem dość siły, by jechać w Rybniku. W Czechach było gorzej - wyjaśnił Smektała.
21-latek nie chciał też komentować postępowania kolegów z toru. - Nie chciałbym im wbijać szpili. Zawodnicy chcą jeździć w Grand Prix, więc nie zrezygnowali sobie np. ze Złotego Kasku, bo mieli taki kaprys. Najwidoczniej coś musiało być na rzeczy, ale nie mi to oceniać. Dla mnie reprezentacja Polski jest ważna. Cieszę się, gdy bronię barw Fogo Unii czy polskiej kadry - skomentował.
Czytaj także: Kasprzak chce wrócić do Grand Prix
Dla Smektały mecz w Rybniku był też okazją do podsumowania sezonu 2019. - Drużynowo nie mógł być lepszy. Zdobyłem cenne medale. Indywidualnie mogło być lepiej. Srebrny medal IMŚJ jest wielkim sukcesem, ale jak się rok wcześniej było mistrzem świata juniorów, to pozostaje lekki niedosyt. Tegoroczny cykl był jednak bardzo wyrównany - podsumował leszczynianin.