Żużel. Nie ma kasy, nie ma jazdy. Liga angielska z Polakami w składzie to już tylko wspomnienie

Newspix / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tobiasz Musielak w barwach Swindon Robins
Newspix / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tobiasz Musielak w barwach Swindon Robins

We wtorek pierwszy finał żużlowej Premiership. Na starcie Tobiasz Musielak. To rzadko spotykany widok, bo Polaków raczej próżno szukać w lidze angielskiej. Wszystko przez brak kasy.

W całym sezonie 2019 tylko trzech Polaków wystąpiło na angielskich torach. To wspomniany Tobiasz Musielak, Krystian Pieszczek i Dawid Lampart. Sęk w tym, że tylko temu pierwszemu udała się przygoda w tej lidze. Pozostała dwójka przepadła. Niegdyś o starty w tych rozgrywkach zabiegali najlepsi polscy zawodnicy. Jeździli tam Tomasz Gollob, Jarosław Hampel, Maciej Janowski czy Krzysztof Kasprzak. Teraz jak ktoś słyszy hasło "Anglia", od razu kręci głową.

- Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o finanse - mówi nam Piotr Świderski, przed laty zawodnik kilku tamtejszych klubów. - Zawodnikom zwyczajnie nie opłaca się jeździć w tej lidze. Żużel stał się bardzo drogim sportem. Są oczywiście tacy zawodnicy, którzy decydują się na jazdę w Anglii, bo potrzebują regularnej jazdy. Jednak jeżeli ktoś startuje w Polsce i Szwecji, to ta Anglia już niekoniecznie będzie mu pasować - tłumaczy.

Żużel. Stal Gorzów o krok od zaskakującego transferu! Prezes Grzyb wygrał wyścig o duński brylant. CZYTAJ WIĘCEJ!

Świderski tłumaczy nam, że trzeba mocno się postarać, aby spiąć budżet na starty w Anglii. Wszystko zależy od kontraktu i innych benefitów. Niektórzy zawodnicy mają niższą punktówkę, ale klub dorzuci coś do przejazdów czy zakwaterowania. Tak czy siak, kokosów nie ma. Na zysk mogą liczyć w zasadzie tylko zawodnicy z topu, którzy regularnie punktują na wysokim poziomie.

ZOBACZ WIDEO Emil Sajfutdinow: Nie spełniłem swoich marzeń. Zazdroszczę tytułu Zmarzlikowi

- Nie można sobie pozwolić na to, aby jeździć i dokładać do interesu. Trudno mi powiedzieć, jak teraz wyglądają zarobki w tej lidze, ale już gdy ja jeździłem, to nie było jakoś super. Poziom kontraktów zależał od zawodnika, jednak żeby to finansowo miało sens, trzeba było trochę tych punktów zdobywać. Wtedy, jeżeli dobrze była poukładana logistyka i inne sprawy, można było wyjść na delikatny plus - dodaje.

Zasadniczo są tylko dwa plusy startów w lidze angielskiej. Pierwszy, to nauka tamtejszych torów, które są trudne technicznie. To pomaga przede wszystkim w Grand Prix. Drugi aspekt, to utrzymanie sprzętu. W polskiej lidze silnik do serwisu trzeba wysłać już po dwóch meczach, a tymczasem w Anglii można przejechać na jednej jednostce cały sezon. Nie musi to być też sprzęt z najwyższego topu. Na tamtejszych obiektach bardziej od szybkich silników, liczą się umiejętności.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie za i przeciw, to rachunek wychodzi prosty. Ten biznes po prostu się nie opłaca. Szkoda tracić czasu, ryzykować jakąś kontuzję, jak startów można poszukać gdzieś indziej. Względnie postawić na treningi w Polsce. To się po prostu bardziej opłaca.
CZYTAJ TAKŻE: Żużel. Sezon 1998 należał do Ipswich. Dream Team z Rickardssonem i Gollobem

Źródło artykułu: