Kiepskie wyniki przyczyną nikłej liczby widzów?
Właśnie takie twierdzenie jest najczęściej słyszane wśród żużlowej braci w Rawiczu. Ale jeżeli spojrzymy na fakty, to opinie takie zupełnie nie mają przełożenia na rzeczywistość. Inaugurujący sezon w Rawiczu mecz z KSM-em Krosno obejrzało tysiąc osób. W pewnym sensie wpływ na taką, a nie inną liczbę fanów miała wcześniejsza porażka w Pile, która mogła zniechęcić część fanów do przybycia na stadion imienia Floriana Kapały na potyczkę z krośnianami. Miejscowi wygrali, co prawda nieprzekonywająco, ale wygrali. Teoretycznie więc w spotkaniu z KMŻ-em Lublin powinno być więcej kibiców. Tymczasem łącznie na trybunach zasiadło tylko nieco ponad tysiąc widzów, z czego kilka procent stanowili goście z Lublina. Kolejne minimalne zwycięstwo powinno się przełożyć na wzrost liczby fanów podczas pojedynku z Kolejarzem Opole. Tak jednak znów nie było. Na Florku zjawiło się ponownie około tysiąca osób zainteresowanych żużlem, w tym kilkadziesiąt z Opola. Czyżby wysoka porażka z Orłem Łódź na wyjeździe sprawiła, że spotkanie ze Speedway Miszkolc obejrzało zaledwie nieco ponad pół tysiąca widzów? Z Madziarami Niedźwiadki pojechały fatalnie, więc teoretycznie można było spodziewać się ponownie kilkuset osób na zawodach z udziałem łódzkich Orłów. Tymczasem frekwencja znów minimalnie wzrosła, ale w pewnym stopniu także za sprawą przyjezdnych kibiców.
Sukces frekwencji na półfinale IMP - jednorazowy wyskok?
Liczba widzów obserwująca środowe zawody półfinałowe Indywidualnych Mistrzostw Polski z pewnością przerosła oczekiwania działaczy. Świadczyć może o tym choćby fakt, iż na kilka minut przed rozpoczęciem zmagań zabrakło w kasach programów. Według danych pochodzących z klubu zmagania czołowych polskich żużlowców obejrzało około 3500 widzów. W obliczu tego, że zajęte była większość miejsc siedzących, a gęsto było także na wałach okalających oba łuki, można twierdzić, iż zawody te obejrzało nawet cztery tysiące kibiców. Jak na Rawicz, to wynik wręcz doskonały. Fakt, że spora w tym zasługa fanów spoza regionu rawickiego, ale to miejscowi stanowili zdecydowaną większość tego dnia na stadionie. Wszystkich do przybycia zachęciło zapewne nazwisko Tomasza Golloba, które niemal w każdym ośrodku żużlowym w naszym kraju działa niczym magnes. Teraz nasuwa się pytanie: Czy choć część z tych, nie boję się użyć tego słowa, przypadkowych (bo całkiem sporo takich było) osób, które na zawodach żużlowych znalazły się po raz pierwszy w życiu pokochają ten sport i będą ponownie odwiedzać stadion imienia Floriana Kapały? Czy będą to czynić, nawet wtedy, gdy przez centrum miasta nie będzie można przejść nie widząc plakatu reklamującego zawody czy nie słysząc "dżingla" je promującego? Odpowiedź na to pytanie pozostaje kwestią czasu, odpowiedź na nie poznamy podczas meczu Kolejarz - Speedway Polonia Piła, które odbędzie się drugiego sierpnia. Niezależnie od liczby widzów, jaka zjawi się na tymże spotkaniu, po półfinale IMP wiadomo jedno - kibiców żużlowych w regionie rawickim nie brakuje.
Bliskość Ekstraligi zabija rawicki żużel?
Bez wątpienia spory wpływ na mizerną frekwencję na meczach RKS-u ma fakt, że Rawicz znajduje się wewnątrz trudnej do opisania pod względem kształtu figury geometrycznej, którą rozłożyć można na mały obszar naszego kraju. Miasto jest w środku żużlowego zagłębia, na które składają się takie ośrodki jak: Zielona Góra, Poznań, Leszno, Ostrów Wielkopolski i Wrocław. Najmniej sympatyków czarnego sportu z regionu rawickiego jeździ do Zielonej Góry i Ostrowa, by tam oglądać speedway na wysokim poziomie. Nieco więcej mieszkańców małego miasta na pograniczu Wielkopolski i Dolnego Śląska decyduje się na eskapady w podobnym celu do Wrocławia i Poznania (są to głównie na stałe mieszkający tam studenci wywodzący się z Rawicza). Zdecydowanie najwięcej fanów żużla jeździ jednak do oddalonego o zaledwie 35 kilometrów Leszna. Nietrudno to zauważyć przechadzając się w godzinie meczu Byków pod stadionem imienia Alfreda Smoczyka. Średnio co dziesiąta - piętnasta rejestracja rozpoczyna się literami PRA. Najwięcej osób z powiatu rawickiego na spotkania Unii nie wyjeżdża wcale z Rawicza, gdyż są oni po prostu mieszkańcami okolicznych miasteczek i wiosek. Mówią oni często: - Wolę sobie obejrzeć kilku zawodników z Grand Prix na lidze w Lesznie niż ten szary drugoligowy żużel w Rawiczu, choć na mecz Kolejarza mam 15 kilometrów, a na Unii - 50 Od kilku lat mecze przed własną publicznością Byków i Niedźwiadków nie są rozgrywane w tych samych terminach, lecz problemu to mimo wszystko nie rozwiązuje. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że bliskość Ekstraligi w pewnym stopniu zabija rawicki żużel.
Jak to było z tą frekwencją drzewiej?
Sekcja żużlowa w Rawiczu została powołana w 1948 roku. Na lata pięćdziesiąte przypadł okres świetności speedwaya w tym mieście. Klub zajmował czołowe lokaty w pierwszej lidze (odpowiedniku dzisiejszej Ekstraligi), zaś jego lider - Florian Kapała zdobywał tytuły Indywidualnego Mistrza Polski. W związku z tymi sukcesami nietrudno domyślić się, że frekwencja stała na wysokim poziomie. Do Rawicza zjeżdżali fani z całego regionu, a należy pamiętać, że posiadanie w tamtych czasach samochodu było nie lada luksusem. O rawickim żużlu sprzed pięćdziesięciu lat opowiada pani Maria, mieszkająca wówczas w położonej nieopodal Rawicza miasta - Miejskiej Górce: - Mieszkaliśmy w Miejskiej Górce, kiedy była niedziela i zbliżało się już popołudnie, przygotowywaliśmy konie i bryczką jechaliśmy na stadion. Droga nie upływała szybko, więc musieliśmy zawczasu wyjechać. Na stadionie była masa ludzi, miasto i region żyły tym sportem. Spory wpływ na to miał także fakt, iż w zespole jeździli Polacy, a przykładowo wspomnianego wyżej Kapałę można było spotkać często na mieście, gdyż był kierowcą karetki pogotowia w miejscowym szpitalu. To co dobre, szybko się skończyło i ponownie zapach metanolu w tym mieście kibice poczuć mogli dopiero pod koniec dwudziestego wieku.
Wtedy na frekwencję także działacze narzekać zbytnio nie mogli, wszak Kolejarz przez trzy lata na początku nowego millenium utrzymywał się na zapleczu najlepszej ligi żużlowej w Polsce. Po raz ostatni imponująca frekwencja miała miejsce w 2003 roku podczas meczu barażowego Kolejarza z klubem z Ostrowa Wielkopolskiego. Kolejki po bilety sięgały wtedy kilkudziesięciu metrów i stało się w nich kilkadziesiąt minut. Po spadku do drugiej ligi liczba widzów przybywających na zawody żużlowe w Rawiczu znacznie zmalała. Dwa tysiące osób na meczu w sezonie 2007 było normą. Wtedy Kolejarz niczym burza mknął po awans do pierwszej ligi, cel ten udało mu się osiągnąć. W kolejnym roku frekwencja spadała po równi poziomej z meczu na meczu, czemu nie można się dziwić, skoro RKS przegrał wówczas dziewiętnaście na dwadzieścia spotkań ligowych! Ostatnie zawody przed rokiem obejrzała garstka dwustu kibiców.
Kompromitacja z sezonu 2008 na swoje przełożenie na teraźniejszość?
Takie teorie są wysnuwane przez niektórych fanów Kolejarza i trudno się z nimi nie zgodzić, łatwo z pamięci nie można przecież wymazać dziewięciu porażek doznanych na własnym torze jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Być może przez to część sympatyków speedwaya zniechęciła się do oglądania go w rawickim wydaniu?
Widoki na przyszłość
Bieżący sezon Kolejarz najprawdopodobniej zakończy już w sierpniu, gdyż szanse na awans do fazy play-off ma nikłe. Należy jednak już teraz zastanowić się nad tym, co zrobić, by za rok frekwencja na stadionie imienia Floriana Kapały wynosiła średnio dwa tysiące widzów. Byłby to niewątpliwie ogromny sukces włodarzy RKS-u. Co jednak zrobić, by tak się stało? Po pierwsze, potrzebna jest promocja spotkań ligowych, w stopniu podobnym do reklamowania półfinału IMP, choć z góry wiadomo, że na podobną liczbę kibiców liczyć nie będzie można. Ponadto niezbędne jest organizowanie spotkań z żużlowcami w szkołach w powiecie rawickim, gdyż właśnie dzieci uczęszczające do podstawówek czy gimnazjów są szansą na zainteresowanie ich rodziców sportem żużlowym lub przekonanie ich do oglądania go w rawickim wydaniu. Podobnych pomysłów jest wiele, można by je dalej wymieniać.
Niezwykle ważnym czynnikiem wpływającym na nikłą liczbę fanów speedwaya w Rawiczu jest…geometria miejscowego toru. O końcowym sukcesie decyduje zazwyczaj start wyścigu i rozegranie pierwszego łuku, mijanek i szarży w stylu Golloba po orbicie jest jak na lekarstwo. Być może więc zmiana specyfiku rawickiego owalu byłaby receptą na przyciągnięcie większej liczby kibiców na stadion?