- Nie chciałem dostać telefonu w niedzielę po Toruniu z pytaniem o dziką kartę. Miałem nadzieję, że uda mi się zrobić to, czego dokonałem - oznajmił Jason Doyle w wywiadzie dla Speedwaygp.com.
Gdyby zawodnikowi nie udało się wywalczyć w ostatniej rundzie 7. miejsca w cyklu Speedway Grand Prix, to pierwszy raz w swojej karierze od debiutu w 2015 roku potrzebowałby dzikiej karty, aby móc nadal ścigać się z najlepszymi o tytuł mistrza świata.
- Jestem szczęśliwy, 7. na świecie. Jest tylko 6 innych zawodników przede mną, którzy ścigają się lepiej - stwierdził Australijczyk. - Nie wzięlibyśmy 7. miejsca w ciemno. Osiągnęliśmy to, czego potrzebowaliśmy po bardzo słabym początku sezonu. Przeszliśmy długą drogę w ostatnich rundach cyklu - dodał.
ZOBACZ WIDEO Przepis na sukces Wiktora Lamparta. Junior Motoru przeszedł na wegetarianizm
Czytaj także: Żużel. Krzysztof Kasprzak złapał wiatr w żagle. Chce wrócić do Grand Prix
Dla zawodnika nie był to zdecydowanie łatwy sezon. Na 10 rund, aż 6 razy zakończył swoje występy po serii zasadniczej. W tym roku wystąpił tylko 2 razy w biegu finałowym, w GP Czech w Pradze, gdzie zdobył 12 punktów (3,t,2,2,3,2,0) oraz w Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff, zdobywając 13 punktów (2,3,2,2,2,2,0).
Ani razu nie stanął na podium.
- Musieliśmy kopać głęboko. W pewnym momencie byliśmy na 13. miejscu w tabeli, więc wskoczenie na 7. miejsce to dobre osiągnięcie. Gdybym jechał tak przez cały sezon, bylibyśmy w pierwszej trójce lub czwórce na świecie - podsumował Jason Doyle.
- Jest wiele różnych rzeczy, ale je rozwiązaliśmy i mam nadzieje, że w przyszłym roku będzie o wiele lepiej - odpowiedział, zapytany o słabe występy w początkowych rundach cyklu SGP.
Zawodnik w wywiadzie zapewnia też swoich sympatyków, że jego cele są wyższe niż utrzymanie się w cyklu na kolejny sezon i jest gotowy, aby powtórzyć swój sukces z 2017 roku i zdobyć tytuł mistrza świata po raz drugi.
Czytaj także: Żużel. Piotr Protasiewicz: Wiem, co nie zagrało. Teraz mam nowe nadzieje