Żużlowców, którzy nie wiedzą, co dalej po zakończeniu wieku juniora, jest całkiem sporo. Jednym z przykładów jest Marcin Kościelski, który w minionym sezonie z powodzeniem bronił barw Arged Malesa TŻ Ostrovii. Na pierwszoligowych torach zdobył 59 punktów i zakończył zmagania ze średnią biegopunktową 1,135. W Ostrowie wszyscy byli z niego zadowoleni. Jednak co z tego, skoro zawodnik nie wie, co będzie dalej z jego karierą.
- W Ostrowie dostałem w końcu prawdziwą szansę i w jakimś stopniu ją wykorzystałem. Szkoda, że to już koniec mojej juniorskiej przygody. Przez większość czasu siedziałem i oglądałem mecze z trybun, a tak nie da się nabrać doświadczenia. Na dziś nie wiem, co dalej z moją karierą. To zbyt trudne pytanie. Marzy mi się znalezienie gdzieś dla siebie miejsca i regularna jazda jak w tym roku - mówi żużlowiec w rozmowie z PZM.tv.
Zobacz także: PGG ROW odzyskał łączność z Hancockiem. Jest szansa, że beniaminek będzie miał lidera
Takich zawodników jak Kościelski będzie przybywać, jeśli kluby będą realizować wymogi szkoleniowe, które nakłada na nie regulamin. Wielu z nich na pewno nie dostanie szansy w pierwszej lidze. Problemem może być nawet angaż w najniższej klasie rozgrywkowej. W takiej sytuacji jedynym rozwiązaniem staje się zakończenie kariery i podjęcie pracy zarobkowej. Mamy zatem do czynienia z wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Kluby szkolą zawodników, którzy kończą kariery po kilku latach, bo nie mają gdzie jeździć. - Młodzi żużlowcy rozwijają się w różny sposób. Nie zawsze eksplozja następuje w trakcie wieku juniorskiego. U niektórych przychodzi to później - zauważa były prezes Włókniarza Częstochowa Marian Maślanka.
ZOBACZ WIDEO Emil Sajfutdinow: Nie spełniłem swoich marzeń. Zazdroszczę tytułu Zmarzlikowi
Ratunkiem dla takich zawodników mogłaby być reforma drugiej ligi. Problem można by rozwiązać, gdyby startowali w niej tylko Polacy. - Moglibyśmy uchronić wielu zawodników przed zakończeniem kariery. Zwłaszcza tych, którzy kończą 21 lat. Oni zyskaliby najwięcej - podkreśla Krzysztof Cegielski.
- Takich zawodników jest całkiem sporo, a jeśli kluby będą realizować wymogi szkoleniowe, to będziemy mieć nadwyżkę. Widzę to na przykładzie szkółki Janusza Kołodzieja, z której wywodzi się sześciu chłopaków z licencjami, więc prawie cała drużyna. Pomysł jest ciekawy, ale warto oddać głos prezesom i trenerom - tłumaczy Cegielski. - Martwią mnie jedynie możliwe koszty. Z zawodnikiem zagranicznym w drugiej lidze jest łatwiej. Przyjeżdża na mecz, robi punkty i wraca do domu. To tańsze rozwiązanie. Młodemu Polakowi trzeba poświęcić nie tylko więcej czasu, ale i pieniędzy. W wielu przypadkach mówimy o żużlowcach bez budżetu - dodaje Maślanka.
Zobacz także: Zagraniczny rezerwowy w Nice 1.LŻ przegłosowany. Tego chciały kluby
Co zatem na to prezesi? - Wszystko brzmi pięknie, wręcz idealnie i przede wszystkim bardzo patriotycznie. Jeśli jednak do tego dojdzie, a PSŻ będzie w drugiej lidze, to następnego dnia wycofuję drużynę z rozgrywek - mówi nam szef poznańskiego klubu Arkadiusz Ładziński, który od razu zadaje kilka pytań zwolennikom takiego rozwiązania.
- Jak mamy się rozwijać? Do tego potrzebni są kibice. Jeśli będzie ich tyle, co na zawodach młodzieżowych, to dla kogo mamy robić żużel? Poza tym druga liga ma najtrudniej o sponsorów. Jak mam ich pozyskać, skoro będziemy obniżać poziom? - podkreśla prezes i podaje kilka przykładów z tego sezonu.
- Kiedy przyjeżdżał do nas Kolejarz Opole czy Polonia Bydgoszcz, to frekwencja była bardzo dobra. Podczas meczu z Wandą Kraków wyglądało to już jednak zupełnie inaczej. Jeśli pójdziemy w samych Polaków, to cofniemy się o kilkanaście lat. Druga liga nie może być workiem treningowym. Nie można trenować na żywym organizmie. Zawsze byłem orędownikiem jazdy trzech zagranicznych zawodników i zdania nie zmieniam. To optymalne rozwiązanie. Nie ruszajmy niczego w regulaminie. Niech zostanie tak, jak jest, bo zawracanie kijem Wisły nigdy nie daje efektu - tłumaczy Ładziński.
Jego zdaniem nawet w drugiej lidze trzeba stawiać na widowiska, bo w przeciwnym razie kibice wybiorą transmisje telewizyjne albo mecze w innych ośrodkach. - Kibice chcą widowisk, a konkurencja jest spora. Mamy wszystkie mecze PGE Ekstraligi w telewizji. W pierwszej lidze nadal mają być dwie transmisje z każdej kolejki. Jeśli kibic będzie mieć wybór pomiędzy takimi spotkaniami a niskim poziomem w drugiej lidze, to zostanie w domu lub pojedzie do Leszna czy Gniezna - podsumowuje Ładziński.
Z jednej strony mamy zatem troskę o zawodników, którzy zbyt szybko kończą kariery, bo brakuje dla nich miejsca. Po drugiej jest interes klubów, które walczą o kibica i sponsora. A do tego potrzebne są widowiska. Czy da się to jakoś pogodzić? Dyskusja jest konieczna, bo szkolenie zawodników, którzy będą rezygnować z żużla po ukończeniu 21. roku życia, mija się z celem. To wyrzucanie pieniędzy w błoto.