Gdybyśmy mieli wskazać uznanych, cenionych i z dorobkiem menedżerów, to pewnie wymienilibyśmy ich na palcach jednej ręki. W żużlu trochę brakuje takich wyrazistych osobistości jakimi w piłce nożnej są Pep Guardiola czy Juergen Klopp. Oczywiście to nie ta skala, ale zastanówmy się przez chwilę, jakimi cechami powinien wyróżniać się dobry żużlowy menedżer. Taki, którego kluby chciałyby mieć u siebie bez zająknięcia.
Pierwsza oczywista rzecz to taktyka. Trzeba mieć głowę na karku, odrobinę sprytu, zmysł przewidywania i być za pan brat z regulaminem. Niektóre mecze wygrywa się w programie. Jak menedżer dobrze poukłada zespół, a w trakcie spotkania rozsądnie reaguje na zaistniałą sytuację, to może mieć duży wpływ na końcowy wynik. Ileż to razy byliśmy świadkami sytuacji, w której menedżer źle rozegrał ostatnie biegi i nie pomógł swoim zawodnikom odnieść zwycięstwa.
Potrzebne jest też doświadczenie i odrobina cwaniactwa. Choćby nawet, żeby wiedzieć, jak wyciągnąć drużynę z dołka czy nie dać sobie dmuchać w kaszę, kiedy w dniu meczu przyjeżdża komisarz toru i pod presją gości chce wywrócić tor do góry nogami. Do tego dodajmy odporność psychiczną. W pracy żużlowego menedżera stres i złe emocje trzeba odłożyć na bok. Inaczej jest się na przegranej ścieżce.
ZOBACZ WIDEO Kibice na PGE Narodowym. Tak wygląda największe żużlowe wydarzenie na świecie
Żużel. Transfery. Fogo Unia Leszno prezentuje kadrę. Sajfutdinow na dwa lata, Leigh Adams trenerem młodzieży! CZYTAJ WIĘCEJ!
Idąc dalej, nie wolno nie wspomnieć o wiedzy sprzętowej i umiejętności przygotowania toru pod swoją drużynę. Co by to był za menedżer, który nie potrafi coś doradzić albo nawet zasugerować pogubionemu zawodnikowi w kwestii ustawień. A gdy idzie o tor, to ta umiejętność w dobie komisarzy, w ostatnich latach stała się jeszcze ważniejsza. W środowisku jest kilku takich, którzy słyną bądź słynęli z perfekcyjnego przygotowania nawierzchni pod swoich zawodników.
Dobry menedżer to też psycholog i autorytet. Nie może być tak, że jedna czy druga gwiazda ma w nosie to, co mówi opiekun drużyny albo co gorsza stroi fochy. Trzeba umieć sobie zapracować na szacunek. Wtedy pracuje się znacznie łatwiej. Zresztą współpraca z zespołem to jeszcze inny temat. Sztuką jest zbudować wewnątrz drużyny klimat współpracy, gdzie wszyscy mówią jednym głosem. Nierzadko bowiem oglądamy obrazki, w których widzimy, że Kowalski sobie, a Nowak sobie.
Co jeszcze? Dorzućmy do tego znajomość języka. Wtedy łatwiej dogadać się z zagranicznymi zawodnikami. W Polsce często natomiast jest tak, że odprawy w trakcie meczu odbywają się w naszym rodzimym języku, a obcokrajowcy stoją i tylko głucho się przysłuchują. Względnie jakiś mechanik coś przetłumaczy, żeby wyłapać kontekst.
Swoją drogą te wszystkie cechy da się wypracować. Była prezes Stali Rzeszów, Marta Półtorak, powiedziała nam ostatnio, że żużlowy menedżer powinien mieć jedną wyjątkową cechę, z którą trzeba się urodzić. Chodzi o wyczucie. Taki żużlowy nos. Bez tego nawet szczęście niewiele może pomóc. Jeszcze jakiś czas temu mówiło się, że w czepku urodzony jest trener Marek Cieślak. Długo było tak, że czego się nie dotknął, to zamieniał w złoto. Niezależnie czy to z reprezentacją, czy z drużyną klubową. Zresztą doceniali to też sami zawodnicy, którzy otwarcie mówili, że chcieliby z nim współpracować.