Za i przeciw Hynka. Michelsen i Zagar w Lublinie wystarczą. Z Kasprzakiem Motor mógłby kroić gęstą atmosferę nożem

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Mikkel MIchelsen
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Mikkel MIchelsen

Jak GKM miał być ferajną potulnych baranków lub jak kto woli grzecznych chłopców, to park maszyn Motoru Lublin może dosłownie unosić się do góry od natężenia wybujałego ego i poziomu buzującego testosteronu.

Kiedyś napisałem tekst, o tym, że w mojej subiektywnej opinii MRGARDEN GKM Grudziądz jest zespołem grzecznych chłopców i brakuje im genu szaleństwa. Że brak pierwszej czwórki wynika poniekąd także z ich potulnego zachowania na torze. Czasem zamknięcia w granicach rozsądku autostrady pod bandą. Że nie ma kto postawić kropki nad "i", finalnej pieczęci w odpowiednim momencie Że to zespół fajnych, świetnie rozumiejących się kolegów. Że potrzeba wpuścić im do parku maszyn takiego skurczybyka, który uderzy w kluczowych lub kryzysowych chwilach pięścią w stół i weźmie zespół w garść.

CZYTAJ TAKŻE: ROW wchodzi do gry po Lamberta. Odbije go Falubazowi?

To było zaraz po tym, jak pojawiały się pierwsze informacje o zastąpieniu Nickim Pedersenem Antonio Lindbaecka. Przyklasnąłem temu ruchowi szefów klubu, choć w GKM-ie rządził raczej przypadek, i to że Duńczyk na ubogim rynku zawodniczym szybko uzyskał status wolnego strzelca. Uważałem, że kogoś o niekoniecznie łatwym charakterze tam brakowało. Brazylijski Szwed wpisywał się w obraz miękkiego gracza, który, co by nie robił zostanie takim chłopakiem z sąsiedztwa. Poza wszystkim, GKM zyskuje też sportowo. Dwie pieczenie usmażone na jednym ogniu.

Dlaczego o tym piszę? Każda z ekip ma swoją koncepcję. Powody ściągania konkretnych zawodników są różne. Najczęściej klub żegna się z delikwentem i wymienia go na inne ogniwo, ponieważ dany żużlowiec nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań, zaliczył słaby sezon i po sprawie. Żadna sensacja.

ZOBACZ WIDEO Mistrz świata zdradził, ile wydaje na sprzęt. Suma przyprawia o zawrót głowy

Ciekawym zjawiskiem jest dopasowywanie zawodników według klucza charakterologicznego. Jak w jakimś kalendarzu albo horoskopie. I tu wracam do Pedersena. 42-letni trzykrotny mistrz świata wysmarował dwunastą średnią w PGE Ekstralidze. Kto normalny odpala gościa, który był drugą strzelbą w zespole? A Stelmet Falubaz Zielona Góra nawet się przy tym nie zawahał.

Wiadomo jaką personą jest Pedersen. Człowiekiem trudnym do prowadzenia jeśli nie ma przy boku bratniej duszy. Samiec alfa, a gdy nie idzie, bez kija nie podchodź. W GKM-ie znajdzie Kennetha Bjerre. Jednego z niewielu przyjaciół w środowisku żużlowym. W Falubazie był sam.

Zerkając na skład zielonogórzan z minionego sezonu przychodzi refleksja, że chłop chyba rzeczywiście był w tej kapeli niepasującym instrumentem. Tam ewidentnie szukano profilu zawodnika przystającego do Lindbaecka, który będzie szedł z prądem, niezbyt się wychylał, wyróżniał. On ma umierać w pierwszej kolejności za drużynę. A nie być odstającym od reszty kwiatkiem do kożucha. Niby puzzle pozamieniane. Panowie powędrowali w odwrotnych kierunkach, ale wydaje się, że z korzyścią dla obu stron.

A teraz do brzegu. Dokładnie tydzień temu poznaliśmy oficjalnie całą kadrę Speed Car Motoru Lublin na sezon 2020. Przypomnę tylko seniorów. Matej Zagar, Mikkel Michelsen, Paweł Miesiąc, Grigorij Łaguta, Jakub Jamróg. Pierwsza myśl. Jak GKM miał być ferajną potulnych baranków, to park maszyn przy al. Zygmuntowskich może dosłownie unosić się do góry od natężenia wybujałego ego i poziomu buzującego testosteronu. Jakub Kępa nie jest zabobonny, co to, to nie. W tym menu nikt nie odstawia nogi. Z drugiej strony, sztab szkoleniowy w osobach Jacka Ziółkowskiego i Macieja Kuciapy nie chwalił się do tej pory, że potrzebował wykupywać pakiety tabletek uspokajających dla siebie i podopiecznych.

Pamiętajmy jednak, że tylko w tym okresie transferowym do i tak niezłej bandy zakapiorów dołączyli Zagar i Jamróg. A przecież zamiast wychowanka Unii Tarnów, który mimo niepozornej postury nie da sobie w kaszę dmuchać, mógł być mocno kuszony przez Motor Krzysztof Kasprzak. Stosunkowo niedawno jeszcze w Stali Gorzów trzęśli szatnią, na wierzch wypływały kolejne kwasy wewnątrz zespołu. Atmosfera była tak gęsta, że można ją było kroić nożem. W końcu Słoweniec odszedł i jakby o kiepskiej aurze w Stali zrobiło się ciszej. Dlatego może i lepiej, że najsłynniejszy didżej wśród żużlowców dalej będzie zdzierał płyty w umiłowanym Gorzowie.

Patrząc na przeszłość, koneksje, kogo Motor sondował, a kto ostatecznie tutaj trafił, trąci trochę legendarnym tasiemcem "Moda na sukces". Tam każdy był z każdym i do każdego coś miał. W tym przypadku pozostańmy wyłącznie przy drugim wariancie. Nie udało się z Kasprzakiem, to zwinięto Betard Sparcie Jamroga, któremu nie było po drodze z Michelsenem. Żużlowcy nieźle się pożarli podczas meczu w Gdańsku w sezonie 2017, kiedy zdobywali punkty dla Unii Tarnów. Młody Duńczyk mimo świetnej formy, popadł w niełaskę, a w finale został posądzony o pomaganie przeciwnikom.

W ostatnim meczu ligowym Motoru ze Spartą też między nimi wrzało. Ale już tylko na torze. Zawodnicy uraczyli nas kapitalnym pojedynkiem zakończonym upadkiem Polaka i jego kontrowersyjnym wykluczeniem. Jak na dłoni widać było, że chcą sobie coś udowodnić. Teraz ich losy znów się krzyżują. Dla dobra drużyny topór wojenny trzeba będzie zakopać. A może i z wystawianiem do jednej pary, przynajmniej na początku, warto się wstrzymać. Zresztą, to już broszka głównodowodzących zespołem.

Poza wszystkim, Duńczyk to chodząca bomba zegarowa, lubi popełnić kontrowersyjny wpis w mediach społecznościowych i tam dawać upust emocjom. Wbić szpilkę. Ale jeśli gdzieś się wyżyć, to lepiej tam. W Lublinie być może wreszcie znalazł przystań, ponieważ o kolejnych "odpałach" temperamentnego Mikkela nie słychać. A skoro poradzono sobie i z nim, okiełznają Zagara, potem już tylko Pedersena brać.

CZYTAJ TAKŻE: Skąd Stal weźmie kasę na skład w sezonie 2020?

Źródło artykułu: