Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. To powiedzenie idealnie sprawdza się w przypadku klubów, które postawiły ostatnio na młodych trenerów. Okazuje się, że ludzie, którzy jeszcze niedawno byli czynnymi żużlowcami, doskonale sprawdzili się w nowej roli.
- Trenerowi, który dopiero zsiadł z motocykla, jest trochę łatwiej, bo jest na bieżąco z kwestiami sprzętowymi. Niedawno jeździł, więc to czuje - mówi nam Radosław Strzelczyk. Prezes Arged Malesa TŻ Ostrovii nie tak dawno zatrudnił w klubie Mariusza Staszewskiego i dziś jest z siebie dumny, bo ma trenera, o którego pytają już kluby w PGE Ekstralidze. W ostatnim czasie podchody robiła truly.work Stal Gorzów, ale Staszewskiemu jest dobrze w Ostrovii i związał się z nią na kolejne trzy lata.
Jak na razie przygoda Staszewskiego z ostrowskim klubem to pasmo sukcesów. 44-latek najpierw wprowadził klub do pierwszej ligi, a w tym roku na zapleczu PGE Ekstraligi jego ekipa była rewelacją rozgrywek. W Ostrovii jest także chwalony za pracę z młodzieżą. Szefostwo klubu uważa go za jednego z najlepszych trenerów młodego pokolenia w Polsce i nie wyobraża sobie, by mógł pracować w innym miejscu.
ZOBACZ WIDEO Przepis na sukces Wiktora Lamparta. Junior Motoru przeszedł na wegetarianizm
Trenerski debiut wypalił także w Poznaniu, gdzie ostatnio pracował Tomasz Bajerski. Dobra robota w drugiej lidze sprawiła, że sięgnął po niego Apator, który powierzył mu misję wprowadzenia drużyny do PGE Ekstraligi. - To było ryzyko, ale po półgodzinnej rozmowie wiedziałem, że się z nim dogadamy - mówi nam prezes PSŻ-u, Arkadiusz Ładziński.
- Nadawał na tych samych falach co my, miał podobną wizję. Kiedy powiedział nam, że treningi przed meczami nie powinny być walką o skład, to wiedziałem, że trzeba dać mu szansę. Ryzyko oczywiście było, bo trener, który niedawno jeździł, staje się z dnia na dzień szefem dla swoich kumpli. Tego można się jednak nauczyć - tłumaczy szef poznańskiego klubu.
Czytaj również: Świderski idąc do ROW-u wpakował się na minę?
Współpracę z młodym trenerem chwalą sobie również w Lublinie, gdzie zatrudniony został Maciej Kuciapa. - Nie miałem obaw, bo mogłem go obserwować jako zawodnika swojej drużyny. Widziałem jego podejście do sportu. Imponowało mi jego przygotowanie fizyczne. Był bardzo pracowity i sumienny. Czułem, że warto go sprawdzić w nowej roli i teraz wiem, że się nie pomyliłem - mówi nam prezes Speed Car Motoru, Jakub Kępa.
- W środowisku żużlowym panuje dziwne przekonanie, że nazwisko uznanego trenera zdziała cuda. To nie jest jednak piłka nożna, gdzie trzeba kreślić wielką taktykę. Liczy się zmysł, trafne obserwacje i dotarcie do zawodnika. Poza tym mam wrażenie, że temu młodemu pokoleniu chce się bardziej pracować - dodaje Kępa.
Jego obserwacje potwierdza Jacek Gajewski, który jako menedżer Get Well Toruń zatrudnił w klubie Roberta Kościechę. - Trener, który niedawno jeździł, musi tylko przestawić myślenie, bo nie można skupiać się już tylko na sobie. Jeśli ktoś to potrafi, to warto na niego postawić - przekonuje Gajewski.
Zobacz także: Świderski nie jest krótkoterminową inwestycją
- Robert nie we wszystkim był od razu idealny. Czasami reagował zbyt emocjonalnie. Doskakiwał od razu do zawodników i próbował im coś przekazać. Tak nie można, bo zaraz po biegu pod kaskiem buzują emocje. Trzeba dać trochę oddechu. Szybko to jednak zrozumiał. Teraz świetnie radzi sobie w Grudziądzu. Szkoli młodzież, ale uważam, że dorósł do roli pierwszego trenera - tłumaczy były menedżer Get Well.
Na koniec warto wspomnieć także o trenerze, który ostatnio stracił pracę. Zwolniony ze Stelmetu Falubazu Adam Skórnicki także miał wejście smoka. W 2014 roku objął w trakcie rozgrywek Unię Leszno, wyciągnął ją z kryzysu i doprowadził do wielkiego finału. Rok później cieszył się już ze złota. Być może kolejnym żółtodziobem, któremu się uda, będzie właśnie Piotr Świderski?