- Mam raka płuc, ale się nie poddam. A wie pan dlaczego? Bo Tomasz Gollob się nigdy nie poddawał. Modlę się za niego i siebie - mówił w marcu z wielką wiarą w głosie Jerzy Bałtrukowicz. Toromistrz GKM-u o chorobie dowiedział się w 2018 roku. - To wyszło przypadkiem, przy okazji rutynowego badania - wspomina Zdzisław Cichoracki, członek rady nadzorczej w grudziądzkim klubie. - Na początku wydawało się, że będzie dobrze. Niestety, życie napisało inny scenariusz - dodaje.
Od początku walki z chorobą inspiracją był dla niego Tomasz Gollob, w którego legendarny toromistrz GKM-u był wpatrzony jak w obrazek. Powtarzał, że skoro mistrz walczy o to, żeby stanąć na nogi po wypadku na motocrossie, to on też nie może się poddać. Był przekonany, że uda im się obu. - To wszystko jest dla mnie naprawdę bardzo smutne - mówi nam Gollob. - Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że to jeden z najlepszych toromistrzów, z którymi współpracowałem w swojej karierze. Takich ludzi jak on spotyka się na swojej drodze raz na bardzo długi czas - wspomina mistrz świata.
Zobacz także: Robert Dowhan nie będzie ministrem sportu. Teraz kuszą Władysława Komarnickiego
Kiedy okazało się, że Gollob trafi do GKM-u, Jerzy Bałtrukowicz był podekscytowany. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Bardzo obawiał się pierwszego spotkania z mistrzem. - Nigdy nie widziałem na jego twarzy tak silnych emocji - wspomina Zdzisław Cichoracki. - Początkowo Tomek zostawał z nim na torze do późnych godzin. Od razu wytworzyła się pomiędzy nimi jakaś wyjątkowa więź. Później ufali sobie bezgranicznie i rozumieli się bez słów. Tomek szalał na torze, który szykował nasz toromistrz. Te biegi wszyscy zapamiętamy do końca naszych dni. Jeśli kibice będą kiedyś do nich wracać, to chciałbym, żeby pamiętali, że to także zasługa Jurka - opowiada Cichoracki.
ZOBACZ WIDEO Mistrz świata zdradził, ile wydaje na sprzęt. Suma przyprawia o zawrót głowy
A wracać do tych wyścigów kibice będą na pewno, bo ogląda się je z wypiekami na twarzy. To Jerzy Bałtrukowicz przygotował nawierzchnię, na której mistrz w 2016 roku podczas spotkania ze Spartą Wrocław ograł na ostatnim łuku jednym atakiem Taia Woffindena i Vaclava Milika. Kibice w całej Polsce uznali ją później za najlepszy bieg sezonu w PGE Ekstralidze.
- To była wielka osobowość i człowiek, który oddał serce żużlowi w Grudziądzu. GKM stracił kogoś ważnego. Dla niego grudziądzki tor był tak naprawdę wszystkim - podkreśla Gollob. - Kiedy przegrywaliśmy, to bardzo wszystko przeżywał. Zawsze mówił, że tor był źle przygotowany. Po zwycięstwach twierdził, że wszystko zostało zrobione prawidłowo - dodaje.
Zobacz także: Transfery. Nowy zawodnik w Apatorze Toruń. Klub podpisał kontrakt z Ryanem Douglasem
- Często zaczynał o 5:00 rano, a kończył pracę w nocy. Bywało i tak, że spał na stadionie. Nie poszedł się jednak położyć, dopóki nie zamknął toru. Wiele razy szukaliśmy kluczy, a później się okazywało, że są u Jurka w kieszeni. Nikogo tam nie wpuszczał. To było jego miejsce - wspomina Zbigniew Fiałkowski, były prezes, a obecnie wiceprzewodniczący rady nadzorczej GKM-u.
Jerzego Bałtrukowicza zna od początku lat 90, kiedy ten był jeszcze zawodnikiem grudziądzkiego klubu (w żadnym innym nigdy nie jeździł). To były ostatnie lata jego kariery. Fiałkowski podkreśla, że w tym przypadku powiedzenie "nie ma ludzi zastąpionych" nie ma racji bytu. - Mógłbym długo wymieniać jego zalety, ale chyba będzie najlepiej, jeśli powiem, że oddał nam po prostu wszystko. Będzie nam go cholernie brakowało - podkreśla.
- Pamiętam, że nie było szczęśliwszej osoby, kiedy zamontowaliśmy na naszym stadionie sztuczne oświetlenie. Jurek mógł sobie je włączyć i spokojnie pracować nad torem. Wcześniej jedynym światłem, które mu pomagało, były reflektory w ciągnikach i polewaczce - opowiada.
- Zawsze słuchał zawodników i robił to, czego oni chcieli. W kraju jest wielu toromistrzów, którzy chcą być mądrzejsi. Twierdzą, że wiedzą lepiej i stawiają na swoim. Jurek taki nie był - opowiada Fiałkowski.
Poza tym Bałtrukowicz był ekspertem od sprzęgieł. Znał się na nich jak mało kto. - Spotkałem się z kilkoma żużlowcami, którzy mówili, że tak perfekcyjnie ustawionego sprzęgła nie mieli nigdy. Później tak "strzelali ze startu", że rywale zostawali daleko w tyle - podsumowuje Fiałkowski.