Jimmy Nilsen: Żużel zmienił się o 180 stopni. Kiedy chcesz wygrywać musisz iść za czasem (wywiad)

16 listopada to dzień urodzin Jimmiego Nilsena. Były szwedzki zawodnik kończy dziś 53. lata i z tej okazji postanowił powspominać z nami czasy jego świetności na żużlu.

Ewelina Bielawska
Ewelina Bielawska
Jimmy Nilsen WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Jimmy Nilsen
Ewelina Bielawska, WP SportoweFakty: W sobotę obchodzi pan 53. urodziny. Z tej okazji postanowiłam powspominać stare dobre czasy.

Jimmy Nilsen, były szwedzki żużlowiec: To bardzo miłe, że o mnie pamiętacie. Tym bardziej, że jest co wspominać.

Najbardziej wspominam słynny finał z Wrocławia, w którym Tomasz Gollob na ostatnich metrach odebrał panu triumf. 

Oj tak, ja też dobrze pamiętam ten moment. To był wspaniały wyścig na świetnym torze we Wrocławiu. Obaj ścigaliśmy się i każdy z nas tak bardzo chciał wygrać, co zresztą widoczne jest w tym zaciętym biegu.

ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska: Piątek bez swoich rewolwerów. "To nie był dobry moment na wypuszczenie takiego komunikatu"

Tę akcję nasz polski mistrz uważał za swą najlepszą, jaką zrobił w Grand Prix. Przyznawał, że to jego wizytówka.

W dodatku Tomek Gollob wygrał przed swoimi polskimi fanami. Było to emitowane w telewizji na żywo, co oczywiście zwiększyło jego popularność. I o to chodziło.

Długo nosił pan w sobie złość, że nie udało się wygrać?

Nigdy nie byłem zły, może jedynie trochę zdenerwowany (śmiech - dop. redakcji). Nie wygrałem tego wyścigu, ale życie przecież toczyło się dalej. Żużel jest niewielką częścią długiego życia. Zaraz potem miałem sporo innych celów, zawodów, więc szybko zapomniałem o tym.

Przy którym wspomnieniu z tamtych czasów pojawia się uśmiech na twarzy?
 
Mam wiele wspaniałych wspomnień z moich wyścigów zwycięskich. Sporo było takich wyścigów na całym świecie, czy to podczas mistrzostw Szwecji, mistrzostw Polski czy też mistrzostw świata. Ale i wszyscy przyjaciele, których poznałem podczas mojej kariery, to najlepsze wspomnienia jakie mam dziś w sobie.

W latach 1991-1992 reprezentował pan barwy zielonogórskiego klubu będąc niejako odkryciem Morawskiego. To były świetne sezony w tym klubie.

Zielona Góra i Morawski zawsze pozostaną bliskie memu sercu. Pan Morawski, jego brat i rodzina byli najlepsi. Chcieli, by zawodnicy czuli się jak najlepiej w tym klubie, stworzyli ku temu najlepsze warunki. Pamiętam, że w roku 1991 poznaliśmy nawet polskiego prezydenta. Lecieliśmy z finału na żużlu w Göteborgu po zawodach samolotem prezydenta na prywatne lotnisko w Poznaniu. Rodzina Morawskich to bardzo fajni ludzie, zrobiłbym wszystko dla nich.

Zobacz także: Najwięksi pechowcy w Grand Prix. Kilka razy byli blisko, jednak turnieju nie wygrali nigdy
 
Czy to prawda, że prezes Morawski płacił zawodnikom gotówką jeszcze w trakcie meczu?

Dużo wiecie (śmiech - dop. redakcji). Dostawaliśmy dodatkowy bonus, jeśli wygraliśmy spotkanie.

Czy tytuł mistrza Polski zdobyty w 1991 roku z Morawskim to ważny sukces w pana karierze?

Oczywiście. Taki był nasz cel - wygranie mistrzostw Polski. Mieliśmy świetny zespół, w którym dobrze jeździli wszyscy jeźdźcy. "We are the champions Panie Morawski" śpiewaliśmy całą noc. To też się fajnie wspomina. Medal ten zajmuje wyjątkowe miejsce zarówno na półce, jak i w moim sercu.

To złoto zdobyte zostało m.in. wraz z Andrzejem Huszczą, Larsem Gunnestadem, Jarosławem Szymkowiakiem czy też Sławomirem Dudkiem. Czy z którymś z nich jest może kontakt?

Nie mam kontaktu z zawodnikami, których wymieniasz. Jedynie na Facebooku rozmawiam z Per Jonssonem i Gregiem Hancockiem. Łączy nas wielka przyjaźń jeszcze z czasów przeszłych. Pewnego dnia chciałbym spotkać moich kolegów z drużyny z Zielonej Góry, byłoby co wspominać.

Może to czas na przyjazd do Polski i odwiedzenie swojego dawnego klubu ?

Bardzo chciałbym pojechać do Polski i zobaczyć moich starych kolegów z drużyny i spotkać się z przyjaciółmi w Zielonej Górze. Bardzo chętnie skorzystam z zaproszenia.
 
W 1998 roku odniósł pan niemały sukces, sięgając po wicemistrzostwo świata, ulegając jedynie swojemu rodakowi, Rickardssonowi. To były dobre lata kariery.

Przeżyłem wspaniałe lata ścigając się na żużlu. Byłem czwartym zawodnikiem na świecie w Katowicach w 1986 roku, mając zaledwie 19 lat. Na koniec swojej kariery miałem również dobre lata startów w 1998-2001. To była długa kariera.

W kolejnym 1999 roku świetnie rozpoczął pan cykl Grand Prix, a później ścigał się coraz słabiej. Dlaczego tak się stało?
 
Od 1998 roku do samego końca ścigałem się z kontuzją. Podczas wyścigu nie czułem wręcz mojej prawej ręki. Tak więc wyścigi nie były dla mnie już zabawą. Ponieważ moje ciało nie mogło tego znieść zacząłem jeździć słabiej.

Nie wiedziałam o pana kontuzji. Chyba nikt nie wiedział.

Nigdy nie pozwalałem innym jeźdźcom poznać moich problemów. Nie chciałem pokazywać mojej słabości.

Czy to prawda, że po wypadku w 2001 roku miał pan poważne problemy ze zdrowiem?

Nie byłem w stanie tego znieść. Nadal do dziś nie mogę podnieść rąk ani spać w nocy bez leków. Miałem dwie operacje, jednak wciąż nie jest lepiej.  [b] [/b][b]
[/b]
W polskiej lidze po raz ostatni pojawił się pan w sezonie 2000 w barwach Sparty Wrocław. Czemu tak nagle zniknął pan ze sceny żużlowej?  
 
Ostatni raz ścigałem się w polskiej lidze w 2000 roku. Nie chciałem jeździć co tydzień do Szwecji, Anglii i Polski. Byłem wypalony, potrzebowałem przerwy. Planowałem przejść na emeryturę i po prostu ścigać się w lidze szwedzkiej.

Następnie zajął się pan tworzeniem wspólnego teamu Crumpa i Cegielskiego, a po jakimś czasie wyjechał do Stanów.

Staraliśmy się stworzyć zespół żużlowy, aby pomóc jeźdźcom skupić się na ściganiu się, a nie tylko na kwestiach logistycznych czy sponsoringowych. Wyjechałem do USA, aby tam dalej żyć. Zawsze taki był plan, który miałem tutaj od 1998 roku.

Zobacz również: Gollob vs. Nilsen, czyli niesamowity finał Grand Prix Polski w 1999 roku
 
Jakiś czas temu pojawił się pan na portalu społecznościowym gdzie czynnie komentuje wydarzenia w światku żużlowym jak i chętnie wymienia opinie z kibicami.

Moje życie jest bardzo intensywne. Nie mam aż tak dużo czasu na media społecznościowe. Obserwuję jednak, jak radzi sobie mój zespół w Zielonej Górze czy też chłopaki w Grand Prix. Czasem też coś tam skomentuję.

Dużo zmieniło się od czasu pana startów?
 
Żużel zmienił się o 180 stopni. Kiedy się ścigasz, musisz iść z czasem zmian, aby nadążyć za wygraną. Tak jest i w tym przypadku.

Czym aktualnie się pan zajmuje?

Pracuję na rynku wyposażenia ogrodowego w USA, więc podróżuję do klientów w ciągu tygodnia. W weekend zaś pływamy z przyjaciółmi na łodzi w Zatoce Meksykańskiej. Wciąż jestem czymś zajęty. Taki mam już charakter.
 
Follow @Ewelina_Biel

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×