Żużel. Transfery. Ostrovia mogła mieć talent Stelmetu Falubazu. W klubie nie żałują, że odpuścili
TŻ Ostrovia była pierwszym polskim klubem Jonasa Jeppesena, który trafił właśnie do Stelmetu Falubazu. W Ostrowie młody Duńczyk nie dostał jednak prawdziwej szansy. - Nie żałujemy. Mamy inną politykę - mówi nam prezes Radosław Strzelczyk.
Działacze pierwszoligowej Ostrovii nie żałują jednak decyzji, którą podjęli w sprawie Jeppesena. - Gdybyśmy się na nim nie poznali, to nie podpisałby kiedyś kontraktu w Ostrowie. Wiedzieliśmy, że ma talent, ale obraliśmy inną drogę. To wynika z polityki klubu - komentuje prezes Radosław Strzelczyk. - Chłopak szukał jazdy, by się rozwijać, a my wtedy nie mogliśmy mu jej zagwarantować. Nie mogliśmy robić nic kosztem wyniku - dodaje.
Zobacz także: PGG ROW czeka na posiłki z Leszna, ale może się rozczarować. Fogo Unia nie odda nikogo?
Rezygnacja z Jeppesena wynikała po części z tego, że klub chciał jak najszybciej dostać się do pierwszej ligi. Jednak najważniejsze były kwestie finansowe. Ostrovia wychodzi z założenia, że kluby z niższych klas rozgrywkowych nie powinny szkolić zagranicznych zawodników, bo taki biznes jest mało opłacalny.
- Z naszego punktu widzenia mija się to trochę z celem. W większości przypadków w takiego zawodnika trzeba zainwestować, a najczęściej w grę wchodzą roczne kontrakty. Gdy już odpali, to odchodzi do najwyższej klasy rozgrywkowej, bo tam są większe pieniądze, a klub taki jak nasz zostaje z niczym - tłumaczy prezes.
- W Ostrowie stawiamy na własnych wychowanków, bo oni są w stanie związać się z nami na dłużej. Każdy z nich po zdaniu licencji podpisuje z klubem umowę na kilka lat. Wtedy mamy perspektywę do inwestowania i szansę, że wydane pieniądze w jakiś sposób się zwrócą. Na szkolenie zagranicznych chłopaków mogą pozwolić sobie kluby ekstraligowe, które mają w kasie dużo monet. Poza tym inwestycja w obcokrajowca zawsze kończy się tak samo. Najbardziej znanym przykładem jest Jason Doyle. Wybił się w Orle, klub chciał go zatrzymać, ale później kluby ekstraligowe ruszyły z ofensywą i łodzianie mogli tylko rozłożyć ręce. Nie wykluczam, że kiedyś zmienimy strategię, ale na razie musimy twardo stąpać po ziemi i pamiętać, w jakim miejscu jesteśmy - podsumowuje Strzelczyk.
Zobacz także: Scouting szeptany, czyli jak się to robi w czarnym sporcie
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>