Emil Sajfutdinow to zawodnik, bez którego trudno wyobrazić sobie współczesną scenę żużlową. Przełomowym momentem w karierze było podpisanie kontraktu z Polonią Bydgoszcz. Do uszu szefów bydgoskiej Polonii nazwisko rosyjskiego juniora trafiło z ust Andreasa Jonssona. Szwed pojechał rekreacyjnie na mecz ligi rosyjskiej. W tamtych czasach faktycznie dla zawodnika jego formatu to była rekreacja. A tu niespodzianka, w biegu obwozi go jakiś małolat. Andreas tak się nakręcił, że przewrócił go przy próbie ataku. Na szczęście dla Szweda, sędziowie postawili wiek przed znajomością przepisów i wykluczyli młodego Rosjanina. Co go Jonsson zapamiętał, to zapamiętał. Może Emil potraktował to zdarzenie jak swoistą karmę i chciał podziękować losowi, czyniąc podobnie.
Podczas swoich występów w Toruniu, Sajfutdinow przywoził na treningi młodego Gleba Czugunowa. Chłopak daje popalić na treningach toruńskim adeptom, mimo że jest od nich młodszy. Występy zaowocowały podpisanym później tzw. "kontraktem warszawskim" z Get Well. Jednak w Toruniu, jak w Toruniu tak sobie poradzili z zagospodarowaniem młodego talentu, że teraz zdobywa punkty dla Sparty Wrocław.
Najnowszy przykład scoutingu szeptanego to kontrakt Aleksandra Kajbuszewa w Zdunku Wybrzeżu Gdańsk. Tym razem życzliwym szeptaczem/szperaczem okazał się Kacper Gomólski. Cóż, zawsze coś tam przywiózł z tych wyjazdów do Bałakowa zamiast pamiątek, oby z pożytkiem dla gdańskiego klubu.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Bartosz Zmarzlik o sukcesie, drodze do złota i marzeniach, które się spełniają
Czytaj również: Żużel. Największe hity okna transferowego 2019. Falubaz po czasie zrozumiał co stracił
Wydaje się, że dobrą rękę do transferów ma Jacek Gajewski. W dawnych latach sprowadził do Polski Ryana Sullivana. Tym samym umożliwił mu rozwój i ułatwił przebieg dalszej kariery. Obaj panowie zżyli się zawodowo i prywatnie, razem odeszli z Torunia i wspierali się praktycznie przez całą karierę Australijczyka. Wiele lat później w panu Gajewskim znów obudziła się dusza scouta. Ściągnął do Torunia dwa nowe talenty Darcy'ego Warda i Michaela Jepsena Jensena. Tego pierwszego rekomendował (jakżeby inaczej) Ryan Sullivan. Potem obaj panowie walnie przyczynili się do jego transferu i podpisania pierwszego kontraktu w polskich rozgrywkach.
Inny "kangur" - Chris Holder - wcale nie planował startów w kraju nad Wisłą. Chciał sobie pojeździć na spokojnie w lidze angielskiej, kiedy to odebrał telefon i po drugiej stronie słuchawki był Jason Crump - ówczesny lider WTS Atlasu Wrocław. Jason poczuł się tak pewny siebie w ich wzajemnej relacji, że miał uspokajać wrocławskie środowisko, że Chris będzie jeździł tam, gdzie on. Szkoda, że nie przewidział, że Holder zakocha się w toruńskim klubie na długie lata.
Jak powinien wyglądać żużlowy scouting? Przeciętnemu kibicowi pewnie wydaje się, że wystarczy Internet, obejrzenie zawodnika na Youtube i analiza jego wyników w relacjach tekstowych. Jeżeli mówimy o profesjonalnym rozeznaniu, to zdecydowanie za mało. Na odległość nie porozmawiamy z zawodnikiem i nie spróbujemy go poznać. Nie przeanalizujemy pracy jego teamu. Nie sprawdzimy czy ktoś mu pomaga ogarniać sprawy organizacyjno-logistyczne. Nie rozeznamy na jakich torach zawodnik czuje się najlepiej. Nie będziemy wiedzieć, ile planuje startów w najbliższym roku. Nie stworzymy choćby zarysu portretu psychologicznego delikwenta.
Wielkim zwolennikiem testów psychologicznych zostanie chyba prezes Mrozek. Jeszcze kilka okienek transferowych i w Rybniku zatrudnią psychologa od badań nad wdzięcznością i zakupią wykrywacz kłamstw. Każda metoda jest dobra jeśli się sprawdza. Czy przy tak kurczącym się rynku zawodniczym podszepty zaprzyjaźnionych żużlowców wystarczą, żeby zapewnić napływ świeżej krwi do poszczególnych zespołów?