Nie chodzi jednak o to, że Rosjanin nie przedłużył umowy z tarnowskim klubem, bo taki scenariusz Unia zakładała już dawno. Przy ofercie, którą zawodnikowi złożył eWinner Apator Toruń, prezes Łukasz Sady był bezradny. Liczył jednak, że uda mu się znaleźć kogoś, kto godnie zastąpi najlepszego żużlowca pierwszej ligi. Nic z tego za bardzo nie wyszło, bo w przypadku Michała Gruchalskiego i Kima Nilssona trudno zakładać, że będą największymi gwiazdami rozgrywek.
- Niczego w okresie transferowym nie żałuję, ale rzeczywiście po cichu liczyłem, że uda się znaleźć kogoś silniejszego w miejsce Wiktora Kułakowa. Prowadziliśmy wiele rozmów. W kilku przypadkach to my odpuściliśmy temat, a w innych negocjacje zakończyli żużlowcy. Brakowało złotego środka, więc wybraliśmy inne rozwiązania - przyznaje z rozmowie z WP SportoweFakty szef tarnowskiego klubu.
Zobacz także: Za 1 punkt w Falubazie dostanie więcej niż za wygrany bieg w drugiej lidze
Sady o nazwiskach rozmawiać nie chce, ale Unia miała dwóch kandydatów do zastąpienia Wiktora Kułakowa. Pierwszym był Timo Lahti, który ostatecznie zamienił Lokomotiv Daugavpils na Car Gwarant Start Gniezno. W tym przypadku problemem nie były finanse, bo stawki, których oczekiwał zawodnik, nie były oderwane od pierwszoligowych realiów. Gnieźnianie okazali się po prostu skuteczniejsi. W grze o Lahtiego liczył się także Orzeł Łódź.
Zobacz także: Adrian Miedziński: Pierwsza liga interesuje mnie tylko na rok. Chcę awansować i zostać ikoną Apatora (wywiad)
Drugą opcją był Vaclav Milik. Unia chciała Czecha, ale temat dość szybko odpuściła. Powód? Tarnowianie uznali, że negocjacje nie mają sensu, kiedy były żużlowiec Betard Sparty przedstawił im warunki na ekstraligowym poziomie. Ich zaakceptowanie skończyłoby się dla klubu finansową katastrofą. Poza tym Unia myślała jeszcze o sprowadzeniu Rohana Tungate'a, ale ten wolał zostać w Łodzi.
ZOBACZ WIDEO: #MagazynBezHamulców: Gorąca linia Ostafińskiego z Kryjomem. Co ma Pawlicki do Zmarzlika