Żużel. Krzysztof Buczkowski: W klubie na mnie nie krzyczeli. Czekając na karetkę układałem plan na przyszłość (wywiad)

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Buczkowski
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Buczkowski

Krzysztof Buczkowski złamał w ubiegłym tygodniu udo podczas jazdy na motocrossie. Zawodnik MRGARDEN GKM-u nie traci jednak nastroju, uczęszcza obecnie na rehabilitację i jest pełen nadziei, że uda mu się wykurować na początek sezonu.

[b][tag=71535]

Kamil Hynek[/tag]: WP Sportowe Fakty: W ubiegłym tygodniu w wyniku upadku na crossie złamał pan udo. Jak do niego doszło?[/b]

Krzysztof Buczkowski, zawodnik MRGARDEN GKM-u Grudziądz: Najprościej powiedzieć, że dekoncentracja. Nie jechałem z zawrotną prędkością, do urazu nie przyczynił się też żaden skok. Ale nie myślę już o tym. Nie analizuję w głowie wypadku. Zdarza się, takie rzeczy trzeba brać pod uwagę. Sytuacja jest na pewno trudna, ale muszę się z nią zmierzyć. Co cię nie zabije, to cię wzmocni mawiają. Teraz przyświeca mi jasny cel: jak najszybszy powrót do zdrowia i później na tor.

CZYTAJ TAKŻE: FIM zakłada elektroniczny kaganiec. Zawodnicy będą się uczyć jazdy od nowa

Od razu czuł pan, że z nogą stało się coś złego?

Praktycznie zaraz po spotkaniu z podłożem zdałem sobie sprawę, że jest kiepsko. Gołym okiem było widać, że kończyna jest rozwalona.

Pierwsza myśl jaka towarzyszyła panu po wypadku?

Na pewno nie "dlaczego akurat ja". Może zabrzmi, to trochę niewiarygodnie, ale gdy czekałem na karetkę od razu zacząłem układać plan na dalsze miesiące. Jak będzie wyglądała przyszłość i co należy zrobić, aby jak najszybciej stanąć na obie zdrowe nogi. Przez głowę przeleciała też mniej przyjemna refleksja, że w klubie pewnie nie będą zadowoleni, kiedy dowiedzą się, co nawywijałem i w jakich okolicznościach. Całe szczęście, że operacja odbyła się błyskawicznie, bo już pięć godzin po upadku. Zaoszczędziliśmy mnóstwo czasu, a na kolejny dzień noga była już "zrobiona" i gotowa do ćwiczeń.

ZOBACZ WIDEO #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

W klubie podeszli ze zrozumieniem do tego, co się stało?

Żadnego krzyku nie było. Czasu nie cofniemy, stało co się stało i płakanie nad rozlanym mlekiem nie miało sensu. Otrzymałem od działaczy GKM-u wielkie wsparcie i pomoc. M.in. dzięki nim zabieg był zrobiony tak szybko. Następnie załatwiono mi rehabilitację, po prostu wszyscy stanęli na wysokości zadania. Teraz nie pozostaje nic innego tylko czekać na efekty i obserwować jak kości się zrastają.

W Grudziądzu nad wami, zawodnikami wisi jakieś udowe fatum. Najpierw w trakcie sezonu leczył się Patryk Rolnicki teraz pan. Da się porównać wasze kontuzje?

Składał nas ten sam specjalista i tyle, co zdążył mi powiedzieć, że to są jednak inne rodzaje złamań. Ja mam ponoć złamaną kość bardziej w centralnym miejscu uda, a Patryk odrobinę wyżej. Wspomniał jeszcze, że musiał się przy nas napracować, ale czynności się udały.

Czyli temat motocrossu wraca jak bumerang. Da się od tego w ogóle uciec, kiedy się słyszy o tym, że jazda w zimie na crossie zbiera swoje kolejne żniwo?

Może dlatego, że tyle się o tym wspomina przy okazji każdego upadku? A tak poważnie, żużel ogólnie jest sportem kontuzjogennym. Jeśli traktujesz czarny sport poważnie, kontakt z motocyklem crossowym jest świetnym przerywnikiem między sezonami. Zdajemy sobie sprawę, że igramy z ogniem, aktualnie przekonałem się o tym osobiście, ale czy lista zniechęconych zawodników wzrośnie? Szczerze wątpię.

Wielu z pana kolegów odbija piłeczkę, że nawet stawiając źle nogę na chodniku możesz sobie zrobić krzywdę.

To są skrajne przypadki, ale jest ich pełno. Wszyscy są narażeni na niebezpieczeństwo, nie tylko sportowcy. Nie pozostaje wtedy nic innego jak pozytywne myślenie, przynajmniej ja tak do tego podchodzę. Najważniejsze żeby mieć wokół siebie duże grono zaufanych, szczerych i chętnym do pomocy osób. Ja bez wątpienia jestem w tej kwestii szczęściarzem.

Rozumiem, że uczęszcza pan aktualnie na rehabilitację?

Wykonujemy np. ćwiczenia, aby noga się nie zastała w biodrze i żeby zachować ruchliwość w kolanie. Do końca roku obciążanie feralnej kończyny nie wchodzi w grę. Dziesiątego stycznia będzie robione zdjęcie i potem można określimy efekty naszej pracy w gabinetach lekarskich. Mam ponadto załatwione zabiegi Exogen, które Patrykowi Rolnickiego dużo dały.

Szczęście w nieszczęściu, że kontuzja przytrafiła się w martwym okresie, a nie np. w lutym lub marcu, kiedy ciągnie was już na tor.

Marne to pocieszenie, ale zawsze. Lekarze są oczywiście ostrożni i skupiają się na konkretnych terminach wizyt kontrolnych. Mam do nich pełne zaufanie. Nie wybiegają daleko, chcą wpierw zerknąć na zdjęcie i sprawdzić jak wygląda gojenie. Najważniejszy jest zrost. Gdy on nastąpi, powinniśmy być "w domu". Mam nadzieję, że zaraz potem wskoczę na rower. Chociaż nie ukrywam, że gdy ustaną bóle postaram się potrenować górne partie mięśni.

CZYTAJ TAKŻE: Rozkład jazdy ma znaczenie. Terminarzowa Sparty droga przez mękę

Jak to się ma pod kątem rozpoczęcia okresu przygotowawczego, bo że z opóźnieniem do niego pan przystąpi należy wziąć za pewnik. W miesiąc nie nadrobi pan zaległości.

Na pewno dziury nie załatam, ale do startu sezonu jeszcze daleko. Pierwsza seria na początku kwietnia, dlatego nie widzę kłopotu, aby przeciągnąć ten czas rozważnego leczenia się, nabierania sił i dochodzenia do siebie właśnie do rozpoczęcia ligi. Bez paniki, działamy według harmonogramu. Chodzi o to żeby niczego nie przyspieszać, bo możemy sobie tylko pogorszyć, a jak wiadomo pośpiech jest złym doradcą.

Źródło artykułu: