"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Temat polskich juniorów wiecznie żywy chciałoby się powiedzieć. Czyta się, że wykorzystują biedę na rynku i żądają za swoje usługi astronomicznych kwot. Zapatrzyli się na Wiktora Lamparta i Dominik Kuberę. Szkopuł w tym, że oni jednak już coś znaczą. Zawsze przy podobnych dywagacjach będzie wracała kwestia wpuszczenia pod numery młodzieżowe zawodników zagranicznych. No bo są tańsi, a wyszkolenie polskiego adepta kosztuje. I to niemało. A jak wiemy Ekstraliga narzuciła obowiązek szkolenia.
CZYTAJ TAKŻE: Wrócił temat zagranicznego juniora. Polacy są zbyt pazerni
Kluby straszone są karami za nie przestrzeganie regulaminów, ale tak naprawdę sami sobie robimy krzywdę i ukręcamy na siebie bat. Zacznijmy od posprzątania bałaganu na własnym podwórku. O co chodzi? Egzaminy na licencję są fikcją. Zdanie go nie jest czymś karkołomnym. Lekko uproszczając wystarczy, że utrzymasz się na motocyklu, pokonasz w niewygórowanym czasie cztery kółka i "dobra jest". My mamy czyste ręce, wypełniliśmy limity, nikt się do nas nie przyczepi. A co się dzieje z takim żużlowcem później? Kogo to interesuje? On już swoje zadanie wykonał i jest niepotrzebny. Jasne, zdarza się, że chłopak nie ma smykałki do żużla, ale ciągnie się go za uszy, bo z raku laku dobry kit. W naszym interesie jest żeby takich zdarzeń uniknąć.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Zapominamy, że najważniejsze jest to, aby pomóc chłopakowi właśnie po uzyskaniu żużlowego prawa jazdy. Trzeba od razu się zastanowić jak pomóc takiemu chłopakowi w rozwoju. Przecież nie nauczymy go jazdy w rok. Kluby z PGE Ekstraligi coraz chętniej zaczynają współpracę z drugoligowymi. Tutaj jest ogromne pole do popisu i znakomita okazja do szkolenia umiejętności.
Jestem za tym, aby przepisy obejmujące szkolenie były bardziej restrykcyjne. Żebyśmy na egzaminach faktycznie łowili perełki. Żebyśmy nie byli producentami juniorów na sztukę, tak jak to miejsce teraz. Zmieniamy co chwilę regulacje ich dotyczące, ale problem jakoś nie znika. Ciągle się słyszy, że jest ich deficyt wśród dobrych zawodników do lat 21. No jak to? Co roku wypuszczamy nową młodzież do obiegu i dalej mizeria? Gdzie ci ludzie się podziali? Oni powinni wręcz zalać strumieniami wszystkie poziomy w kraju, a ośrodki przebierać w juniorach jak ulęgałkach Za moich czasów, gdy byłam w środku dyscypliny również się z tym zmagaliśmy, a minęło już sporo wiosen. Zmieniamy, udoskonalamy, a efektów wciąż brak.
Skoro więc nie ma żadnej poprawy, zastanówmy się nad poprawą poziomu egzaminów, żebyśmy nie kibicowali na nich adeptom, aby nie spadli z motocykla przed przecięciem mety. Potem się dziwimy, że 16-latek z Polski życzy sobie horrendalnych pieniędzy. To róbmy tak żeby rzeczywiście na nie zasługiwał, abyśmy w końcu się o polska latorośl zabijali, a nie machali na nią ręką. Niech wreszcie licencja Ż będzie selekcją i pierwszym poważnym testem na żużlowca.
Dochodzimy do absurdów. Marzy nam się pójście po kosztach i sprowadzanie chłopaków w podobnym wieku do naszych, bo tamci podniosą poziom rozgrywek. No moment, to tam się da, a u nas nie? To my mamy najlepszą ligę świata, a ta wspaniała młodzież czeka na telefon w Danii, Szwecji itd? Oni w ładnym stylu umieją płynnie się zaprezentować?
CZYTAJ TAKŻE: Czy Krzysztof Buczkowski zdąży na początek sezonu?
Obserwując to z boku wydaje mi się, że do wielu rzeczy źle się zabieramy. Żadne widełki finansowe, wprowadzanie grup dla młodzieżowców, czy klasyfikowanie ich potencjalnych zarobków i osiągnięć według poziomu sportowego też nie są odpowiednim rozwiązaniem. A i takie pomysły padają. Popyt dyktuje podaż. W naszym interesie jest, aby to zbilansować.
Marta Półtorak