Czwarty miesiąc w roku fatalnie rozpoczął się dla Jarosława Hampela. Zawodnik Fogo Unii Leszno podczas eliminacji Złotego Kasku w wyniku kolizji z Szymonem Woźniakiem złamał łopatkę. Pech był tym większy, że 37-latek u progu sezonu sygnalizował naprawdę wysoką formę. Pierwsze rokowania lekarzy mówiły o sześciomiesięcznej pauzie.
CZYTAJ TAKŻE: Antonio Lindbaeck, czyli zawodnik z ulicy
Po powrocie do ścigania Hampelowi już tak dobrze nie szło. Był najsłabszym ogniwem zmierzającej po trzeci z rzędu tytuł DMP leszczyńskiej maszyny. Wyglądał na totalnie pogubionego sprzętowo i mentalnie. Nie dawał po sobie tego poznać, ale frustracja w nim rosła. W przerwie zimowej był pierwszy do odstrzału z naszpikowanego gwiazdami zespołu Byków. Na razie zachował miejsce w drużynie, ale niewykluczone, że zmieni otoczenie w pierwszym okienku transferowym.
Kwiecień był również miesiącem skandali, a na ustach całej żużlowej Polski była Piła. Najpierw odwołano w tym mieście finał Złotego Kasku będący krajową eliminacją do GP i SEC. Tor, wystające spod bandy krawężniki, wybrakowana nawierzchnia.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Zastrzeżeń było całe multum. Zawodnicy odmówili wyjazdu na tor, a na czele buntu miała stać dwójka Piotr Pawlicki - Maciej Janowski. I oni też oberwali najmocniej. Pozbawiono ich bowiem reprezentacyjnych nominacji. Czemu akurat sprawę rozwiązano w ten sposób? Czasu na rozegranie powtórki przed startem międzynarodowych eliminacji nie było, dlatego o rozdziale miejsc musiał decydować GKSŻ.
Niedługo później byliśmy świadkami drugiej części cyrku z pilskim torem w roli głównej. Spotkanie ligowe Polonii przeciwko Power Duck Iveston PSŻ-owi Poznań przerwano po piątym biegu przy stanie 19:11 dla gospodarzy. Dziury, odchodząca płatami nawierzchnia i festiwal upadków spowodował, że sędzia Jerzy Najwer wraz z komisarzem Grzegorzem Janiczakiem po ponownej obdukcji toru zaordynowali walkower 40:0 dla przyjezdnych. Za recydywę Pile zawieszono licencję toru.
CZYTAJ TAKŻE: Milionowe miejskie dotacje to patologia
W pierwszym tygodniu kwietnia żyliśmy początkiem zmagań w PGE Ekstralidze. Już na inaugurację doszło do sensacyjnego rozstrzygnięcia. Skazywany na pożarcie Speed Car Motor Lublin jeszcze bez Grigorija Łaguty w składzie pokonał u siebie MRGARDEN GKM Grudziądz. Już w pierwszym biegu gospodarze stracili Andreasa Jonssona, ale piękne dzień dobry najlepszej lidze świata po kilkunastu latach przerwy powiedział Paweł Miesiąc. Ci, którzy myśleli wówczas, że to będzie wyłącznie jednorazowy show 34-latka srodze się pomylili.
W omawianym miesiącu było też kilka mniej ważnych wydarzeń, ale warto o nich wspomnieć w telegraficznym skrócie. Na motocykl po złamaniu obojczyka i opuszczeniu pierwszych kolejek wsiadł Artiom Łaguta. Marek Cieślak natomiast ogłosił skład na Speedway of Nations. Karierę wznowił i egzamin na licencję zdał były brązowy medalista IMŚJ Paweł Hlib. W Gorzowie zgrzytali zębami z powodu beznadziejnej formy Krzysztofa Kasprzaka i Petera Kildemanda.