Skoki narciarskie dzięki Adamowi Małyszowi wskoczyły do sponsorskiej ekstraligi, a każdy konkurs gromadzi dużą telewizją widownię. Żużel, choć też miał wyrazistą gwiazdę, jaką był Tomasz Gollob, pozostał zamknięty dla zaklętego kręgu odbiorców.
Skoki na fali Małyszomanii zbudowały sobie mocną pozycję i wdarły się do świadomości przeciętnego widza. Dlaczego żużel nie zdobył sobie równie mocnej pozycji po latach Gollobomanii i seryjnie zdobywanych przez reprezentację złotych medalach? - Tak zwana "warszawka" lubi góry - uważa Michał Świącik, prezes forBET Włókniarz Częstochowa . - Żużel nie jest sportem olimpijskim i na tym traci - dorzuca ekspert Canal Plus Sławomir Kryjom.
Czytaj także: Jego życie wyceniono na milion. Chciałby zobaczyć, jak dorastają jego dzieci
- Żużla nie ma w telewizji publicznej, która kreuje gusta Polaków - kontynuuje Świącik. - Wystarczy spojrzeć na to, jak zmieniło się postrzeganie disco-polo. Kiedyś śmiano się, że wiejska muzyka. Szef telewizji wpuścił jej wykonawców na telewizyjne salony i negacja się skończyła. Piłkarze śpiewają discopolowe przeboje po meczach, ludzie na Sylwestra tańczą do piosenek Martyniuka i Bayer Full.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
- Polski Związek Narciarski mocno popracował nad marketingiem - stwierdza Kryjom. - Nie ulega jednak wątpliwości, że telewizja publiczna pomogła zbudować ten fundament. Już samo to, że skoki są w TVP, sprawia, że żużel dostaje mocno po głowie.
Skoro o oglądalności mowa, to 64 mecze żużlowej PGE Ekstraligi w sezonie 2019 obejrzało łącznie 12 milionów ludzi. Średnia dla nSport+ 165 tysięcy, średnia dla Eleven Sports 94 tysiące. Ktoś powie dużo, ale konkursy Pucharu Świata w skokach gromadziły w sezonie 2018/19 średnią widownię rzędu 5,1 miliona widzów. Z czego 4 miliony w TVP i 1,1 miliona w Eurosporcie. Konkurs z najlepszą oglądalnością miał 5,37 miliona widzów, w żużlu rekord to nie więcej jak 250 tysięcy. To jest przepaść.
Kolejną przepaść mamy, gdy idzie o koszty uprawiania sportu. Przez nie żużel nie ma szans stać się sportem masowym. Żużlowy motocykl kosztuje minimum 40 tysięcy, używany model można kupić za połowę tej ceny. Jeśli do tego dołożymy kostium, kask, gogle i całą resztę, to spokojnie można doliczyć 10-15 tysięcy. Tymczasem para nart, jakiej używa Kamil Stoch, to wydatek rzędu 3,5 tysiąca Cały kostium (kask, gogle, kombinezon, buty, rękawice i inne dodatki) plus przygotowanie pary nart do skoków, to nie więcej jak 17 tysięcy. A przecież początkujący aż tyle nie potrzebuje. Skokom zdecydowanie bliżej do masowości.
Skupmy się teraz na marketingu, bo współcześnie to jest ta działka, na której można ugrać najwięcej. PZN, jak wspomina Kryjom, dobrze spożytkował sukcesy Małysza. Jego następcy skaczą z Lotosem, ubierają się w 4F, jeżdżą Renault, a i na Grupę Azoty mogą liczyć. Skoczkowie są bohaterami reklam, a więc bardzo częstymi gośćmi w naszych domach. Żużlowców znają wyłącznie ci, którzy interesują się dyscypliną. Wyjątek stanowi Gollob, ale on już nie jeździ. Zresztą Gollob nie wystąpił w żadnej telewizyjnej kampanii, a taki Małysz w co najmniej kilku. Każda z nich nakręcała zainteresowanie skokami.
Przeciętny Polak zna Kamila Stocha, następcę Małysza. Z Bartoszem Zmarzlikiem, następcą Golloba, jest gorzej. Dwie wizyty w telewizji śniadaniowej niczego nie zmieniły. Żużel nie potrafi wykorzystać niedawnego sukcesu Zmarzlika. - To jest jakiś głębszy problem. Grand Prix w Warszawie, choć to fantastyczna impreza, też nie potrafimy wypromować. Na ostatnie zawody zabrałem znajomych ze stolicy. Świetnie się bawili. Problem w tym, że gdybym ich nie zabrał, to nie wiedzieliby, że coś takiego jest. Promocja imprezy jest słaba - komentuje Świącik.
- W przypadku Grand Prix Warszawy brakuje mi też obrazków, które mamy na Pucharze Świata w skokach w Zakopanem. Tam jest prezydent, często premier i wiele ważnych postaci. Telewizja publiczna, nawet jak nie miałaby praw, to pojechałaby zrobić obrazek z głową państwa. Dlaczego prezydenta nie ma na Grand Prix - pyta Świącik. - Dlaczego nie wykorzystujemy mocniej, jako pomostu, byłego prezesa Sparty, a obecnie prominentnego polityka PiS Ryszarda Czarneckiego?
Czytaj także: Ostafiński pisze do prezydenta Rybnika. "Tak się nie robi, panie Kuczera"
Zdaniem Jacka Gumowskiego, speca od marketingu, żużel ma wiele magnesów, na które mógłby przyciągać. - Mamy najlepszą ligę na świecie, jeżdżą w niej mistrzowie i aż się prosi o ogólnopolską kampanię pod hasłem, przyjdź zobaczyć żużlowego Ronaldo czy Messiego.
Żużlowi działacze z pewnością mają nad czym myśleć, bo choć Gollob dla żużla był tym, kim Małysz dla skoków, to jednak coś się rozjechało. Polski żużel ma mistrza świata, znakomitą ligę, wielkie pieniądze, więc ma się czym chwalić. Porównanie do skoków prowokuje do rozmowy o zmarnowanej szansie i każe szukać sposobu na dotarcie do przeciętnego Polaka, bo tylko dzięki temu żużel ma szansę wejść na salony.