- Sprawa jest wyjaśniania przez POLADA. Wiemy, o którego zawodnika chodzi. Jesteśmy w stałym kontakcie. Jak tylko dostaniemy konkretne informacje, to wtedy będziemy podejmować kroki - mówi nam Łukasz Szmit, wiceprzewodniczący GKSŻ. Żadne nazwiska z jego strony nie padają, ale potwierdziliśmy, że przed POLADA będzie musiał tłumaczyć się Maksym Drabik. - W tym przypadku chodzi o przyjmowanie odżywek za pomocą kroplówki i przekroczenie dozwolonego limitu – tłumaczy.
Żużlowiec miał przyjąć infuzję dożylną kilkukrotnie większą niż dopuszczalne normy. - U zawodnika nie wykryto substancji, która znajduje się na liście środków zabronionych. Nie ma zatem mowy o twardym dopingu. Nie można tego w żaden sposób porównać do wcześniejszych przypadków, które miały miejsce w sporcie żużlowym. To zupełnie coś nowego - podkreśla Szmit.
Zobacz także: Patryk Dudek wychodził z większych zakrętów niż problemy sprzętowe. Uciekł śmierci
Dodajmy, że GKSŻ nie podejmie w sprawie Drabika żadnych ruchów. - Na razie jest zdecydowanie wcześnie. Zawieszenie żużlowca nie wchodzi w grę, bo jego wyjaśnienia mogą sprawić, że sprawa potoczy się w zupełnie innym kierunku - podsumowuje Szmit.
Fakt, że nie mamy do czynienia z twardym dopingiem, nie oznacza, że sprawa rozejdzie się po kościach. Zawodnik musi liczyć się z zawieszeniem. O podobnej sytuacji nie tak dawno było głośno w środowisku piłkarskim za sprawą zawodników drugoligowej Pogoni Siedlce. Żaden z nich nie przyjął niedozwolonych środków, ale zabroniona była zastosowana metoda, bo nie można zdrowemu sportowcowi podać dożylnie więcej niż 100 ml na 12 godzin żadnej substancji. Wtedy mówiło się o dyskwalifikacji nawet na cztery lata. Skończyło się na półrocznym zawieszeniu.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce