Żużel. Łukasz Kuczera. Szpila tygodnia: Powtórka ze sprawy Łaguty. POLADA znów się nie popisała (komentarz)

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maksym Drabik
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maksym Drabik

Gdy Grigorij Łaguta wpadł na dopingu, sprawa ciągnęła się miesiącami i długo nie było jasne, na czym się skończy i czy ROW Rybnik spadnie z PGE Ekstraligi. Doświadczenia Maksyma Drabika pokazują, że nie wyciągnięto wniosku z tej lekcji.

Grigorij Łaguta wpadł na dopingu w roku 2017, od momentu badania zdążył pojechać w kilku meczach PGE Ekstraligi jako zawodnik ROW-u Rybnik i pojawił się spory problem. Czy anulować punkty Rosjanina we wszystkich spotkaniach, w jakich brał udział? Czy może tylko w tym, w którym przeprowadzono test?

Tymi pytaniami przez kilka miesięcy żyła żużlowa Polska i tak naprawdę nie otrzymała przekonującej odpowiedzi. Ostatecznie Łagucie zabrano "tylko" punkty z meczu przeciwko częstochowskiemu Włókniarzowi, bo wtedy przeprowadzono u niego kontrolę antydopingową.

Czytaj także: Twarde lądowanie Maksyma Drabika

Złośliwi (czytaj rybniccy) kibice mogą powiedzieć, że tak postąpiono, bo tyle wystarczyło, by po zweryfikowaniu wyniku ROW Rybnik wylądował na dnie ligowej tabeli i spadł z PGE Ekstraligi. Są i tacy, którzy twierdzą, że gdyby Rosjaninowi trzeba było zabrać punkty z większej liczby meczów, to tak też by się stało. Czytaj - decyzję dopasowano do sytuacji.

ZOBACZ WIDEO F1. Dobra zmiana Roberta Kubicy. "Widać same plusy"

Wtedy POLADA i Michał Rynkowski zapewniali, że wyciągnięto wnioski z tej lekcji, że nie będziemy więcej świadkami sytuacji, w której zawodnik po badaniu występuje w kolejnych meczach, itd. Bo to przecież mogłoby wywołać kolejny chaos i powtórkę ze sprawy Łaguty.

Na przykładzie Maksyma Drabika widzimy, że niczego takiego nie zrobiono. Rynkowski w rozmowie z WP SportoweFakty stwierdził, że "zawarliśmy trójporozumienie z Ekstraligą Żużlową i PZM, którego celem jest szybka realizacja analiz laboratoryjnych. Po ich dostarczeniu, w ciągu czterdziestu ośmiu godzin jesteśmy w stanie dać znać klubowi, podmiotom zarządzającym ligą o potencjalnym naruszeniu przepisów antydopingowych przed następną kolejką, tak aby wykluczać zawodnika z rywalizacji na bieżąco" (czytaj więcej o tym TUTAJ).

No to podsumujmy, co stało się w przypadku Drabika. Zawodnik sam (!) przyznał się do stosowania infuzji dożylnej przed finałem PGE Ekstraligi, przez co wiedziano, że doszło do naruszenia przepisów. Czy coś z tym zrobiono w trybie pilnym, natychmiastowym? Nie!

Już pal licho, że nie poinformowano o tym opinii publicznej, ale mimo naruszenia przepisów, Drabik pojechał na finał IMŚJ i zdobył złoty medal. Później miał też reprezentować Polskę podczas meczu towarzyskiego z Resztą Świata w Rybniku. Do tego jednak nie doszło z powodu słynnego już zwolnienia lekarskiego. Drabik widniał też na liście startowej Złotego Kasku.

Nie chce mi się wierzyć, że gdyby PZM i GKSŻ wiedziały o naruszeniu przepisów przez Drabika, to nie usunęłyby go z listy startowej Złotego Kasku i nie powołały na mecz reprezentacji. Przecież w październiku trener Marek Cieślak ani słowem nie zająknął się na ten temat. Zamiast tego sporo mówił o nieprofesjonalnym zachowaniu zawodnika, który przedstawił mocno podejrzane L4 i przestał odbierać od niego telefony.

Szczęście w nieszczęściu, że Drabik oblał test antydopingowy w finale PGE Ekstraligi, który wygrała Fogo Unia Leszno. Nie chcę nawet myśleć, jaką właśnie mielibyśmy awanturę, gdyby to Betard Sparta Wrocław zdobyła tytuł DMP. Przecież leszczynianie właśnie żądaliby odebrania jej mistrzostwa. Albo gdyby do wpadki Drabika doszło podczas półfinałów ligi ze Stelmet Falubazem Zielona Góra. Co byśmy wtedy zrobili? Zaczynali sezon 2020 od rozegrania finału, w którym leszczynianie mierzyliby się z zielonogórzanami?

To tylko gdybanie, ale chcę pokazać, że w przypadku Drabika powtórzono te same błędy, co w roku 2017 przy okazji Łaguty. POLADA zrobiła badanie i znów musiały minąć tygodnie aż sprawa ujrzała światło dzienne. Gdyby nie przeciek do mediów, to wszyscy żyliby w błogiej nieświadomości aż do lutego, kiedy to ma odbyć się pierwsza z rozpraw z udziałem Drabika.

Czytaj także: Betard Sparta wsadziła swojego lekarza na minę

POLADA ma prawo robić testy antydopingowe i wymagać od zawodników, aby byli "czyści" i profesjonalni. Jednak żużlowcy i środowisko mają też prawo oczekiwać od tej organizacji, by sama działała profesjonalnie i szybko informowała o wykryciu dopingu. W przypadku Drabika miało to miejsce ponad trzy miesiące po badaniu. Czy tak działają profesjonaliści?

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: