Żużel. Jason Crump wiedział kiedy zejść ze sceny. Nadal byłby w stanie punktować w PGE Ekstralidze

Jason Crump swoimi występami w Australii udowadnia, że gdyby nadal ścigał się w Europie, to należałby do światowej czołówki. Trzykrotny mistrz świata, jako jeden z nielicznych, wiedział kiedy zejść ze sceny i nie rozmieniał się na drobne.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Jason Crump na treningu przed GP w Australii WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Jason Crump na treningu przed GP w Australii.
9 czerwca 2012 roku, konferencja prasowa po Grand Prix Danii - Jason Crump po zwycięstwie na Parken Stadium ogłosił rozstanie z mistrzostwami świata. Stwierdził, że trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny, że nie chce w kolejnych latach rozmieniać się na drobne.

W tamtym momencie Crump nie planował, że wraz z końcem sezonu 2012 kompletnie zjedzie ze sceny. Perturbacje wokół rzeszowskiej Marmy i brak gwiazdorskiej oferty ze strony innych prezesów sprawił, że trzykrotny mistrz świata postanowił definitywnie powiedzieć "dość".

Czytaj także: Twarde lądowanie Maksyma Drabika

Tamta decyzja Crumpa była szokiem dla środowiska. W końcu miał wtedy "tylko" 37 lat. Jak na realia żużlowe, niewiele. Australijczyk spokojnie mógł startować nadal w PGE Ekstralidze i inkasować solidne pieniądze. Uznał jednak, że nie warto ryzykować, że lepiej wrócić do ojczyzny i spędzać czas z rodziną.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Crump teraz ma 44 lata i okazjonalnie występuje w Australii. Swoimi ostatnimi wynikami pokazuje, że mimo braku regularnych startów, nadal ma to "coś". Gdyby tylko dysponował sprzętem najwyższej klasy i pozostawał w reżimie treningowym, bez wątpienia byłby jednym z lepszych zawodników w PGE Ekstralidze.

Australijczyka można podawać jako przykład zawodnika, który nie chciał rozmieniać swojej legendy na drobne. Stanowi przeciwieństwo niemal 50-letniego Grega Hancocka, który nawet mimo choroby nowotworowej małżonki, nie zadeklarował jasno końca kariery. Wręcz przeciwnie, przyjął "dziką kartę" na SGP 2020, podpisał kontrakt warszawski z PGG ROW-em Rybnik. Wszystko po to, by zarobić kolejne tysiące dolarów, by wycisnąć karierę niczym cytrynę.

Na przestrzeni ostatnich lat niewielu było takich żużlowców, którzy wiedzieli kiedy zejść ze sceny. Może tylko Tony Rickardsson i Leigh Adams postąpili podobnie jak Jason Crump.

Niektórzy kibice doskonale pamiętają chociażby przypadek Ryana Sullivana, który w roku 2013 dał się namówić toruńskiemu Unibaksowi do powrotu na tor za ogromne pieniądze. "Anioły" znajdowały się w trudnym położeniu ze względu na kontuzje w zespole. Comeback Sullivana zakończył się fiaskiem, bo nie był on w stanie punktować na wysokim poziomie w ekstraligowych rozgrywkach. To była jedna z gorszych decyzji Romana Karkosika, ówczesnego właściciela klubu z Torunia.

Czytaj także: Betard Sparta wsadziła swojego lekarza na minę

Crump też miał swoją szansę na spektakularny powrót. W roku 2017, po dopingowej wpadce Grigorija Łaguty, Australijczyka miał kusić Krzysztof Mrozek. Były mistrz świata ani nie chciał słyszeć o powrocie do ścigania w Europie. Wybrał rodzinę i spokój. Niewielu postąpiłoby tak jak on.



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Jason Crump nadal byłby jedną z gwiazd PGE Ekstraligi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×