Żużel. Następca Golloba. Andreas Jonsson przyjechał ze Szwecji i został królem Bydgoszczy
Andreas Jonsson przychodził do Polonii jako dużo tańszy substytut Tomasza Golloba. Nikt nie spodziewał się wówczas, że Szwed tak mocno zapisze się w pamięci bydgoskich kibiców.
Postawiono na 23-letniego Andreasa Jonssona - zawodnika, który teoretycznie plasował się 2 żużlowe półki niżej od Tomasza Golloba. Szwed rok wcześniej wykręcił co prawda średnią powyżej 2 punktów na mecz, jednak nikt nie widział w nim lidera mogącego podnieść najsłabszy bydgoski skład od lat. Eksperci byli pewni: wraz z Gollobami, skończyła się w Bydgoszczy Ekstraliga, czas na spadek.
Sezon 2004 potoczył się jednak inaczej i do dziś wspominany jest w kibicowskich rozmowach nad Brdą niemal tak gorąco jak złote medale zdobywane pod przewodnictwem Tomasza Golloba. Polonia zamiast spaść z hukiem do końca liczyła się w walce o najwyższe cele i finalnie uplasowała się na bezpiecznym szóstym miejscu. Spora w tym zasługa jednego z najbardziej niedocenianych talentów w historii bydgoskiego żużla - Michała Robackiego, ale przede wszystkim właśnie Jonssona.
Szwed ani razu nie przyjechał do mety ostatni, co więcej tylko czterokrotnie dowoził do mety pojedynczy punkcik. Rządził i dzielił nie tylko na torze przy Sportowej, ale również na wyjazdach. Po zakończeniu sezonu mógł pochwalić się niesamowitą średnią - 2,734 punktu na bieg. Spowodowana brakiem Tomasza Golloba luka w sercach bydgoskich kibiców bardzo szybko została załatana.
Jonsson został w Bydgoszczy aż do sezonu 2010. Szwed z pewnością nie należał wówczas do grona stereotypowych obcokrajowców kierujących się zasadą "Polska liga? Ja tu tylko zarabiam" - bardzo szybko zamieszkał nad Brdą.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’aO gwiazdach sportu często mówi się, że są panami swoich miast. W przypadku Jonssona z pewnością nie było to nadużycie. Polscy kibice wywieszający flagę Szwecji podczas turniejów Grand Prix przy Sportowej? To ewenement, który później powtarzany był chyba tylko w Toruniu u szczytu kariery Warda i Holdera.
W wielu lokalnych restauracjach i barach właściciele nie chcieli słyszeć o tym, by odwiedzający ich przybytki Szwed miał za cokolwiek płacić, a wręcz byli obrażeni, gdy ten to proponował. Pod bramą parku maszyn po każdym meczu zbierał się wianuszek młodych bydgoszczanek wpatrzonych w Jonssona jak w obrazek. Żartowano, że żużlowiec może zostawiać kluczyki w stacyjce swojego ferrari parkując nawet w najbardziej szemranych dzielnicach miasta. Nikt bowiem nie okradłby tego ulubieńca mas.
Z każdym kolejnym sezonem miłość bydgoszczan do Jonssona była coraz większa. Pozostanie w drużynie po spadku do niższej klasy rozgrywkowej, jazda w Grand Prix z wymownym napisem "I love Bydgoszcz" na kevlarze - to musiało zdawać egzamin. Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Po kolejnym spadku w sezonie 2010 Jonsson odszedł do Zielonej Góry.
W przeciwieństwie do Tomasza Golloba, Jonsson jasno namaścił swojego następcę. Podczas jednego z turniejów w Rosji Szwed wypatrzył niesamowity baszkirski talent - młodziutkiego Emil Sajfutdinow. To on ściągnął Rosjanina do Bydgoszczy. Ten z kolei bardzo szybko przeszedł drogę od wycofanego chłopca z dziurawym kewlarem do "Rosyjskiej Torpedy". Kiedy Szwed odchodził do Falubazu, Sajfutdinow świadczył już o sile Polonii.
Jakiś czas później - w 2016 roku - Andreas Jonsson otarł się nawet o powrót do Polonii w nowej roli. Wraz z grupą towarzyszących mu biznesmenów wystartował w konkursie mającym wyłonić nowego właściciela klubu. Przegrał jednak z ofertą Władysława Golloba.
Dlaczego TVP nie pokazuje żużla? Sprawdź!
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>