- Żona mówi na mnie syc - opowiada nam Tadeusz Zdunek prezes Zdunek Wybrzeża Gdańsk. - Wie pan, co to znaczy? Nie? To słowo oznacza chytrus, skąpiec - precyzuje biznesmen, który w żużlu utopił już kilka milionów. Niektórzy i tak jednak podkreślają, że lekką rączką ich nie wydał i oszczędza, gdzie może. Choćby w ten sposób, że tylko niektórych pracowników Wybrzeża opłaca z firmowej kasy. Pozostałych z klubowej, gdzie wypłaty idą czasami z dużym poślizgiem. Na tej drugiej liście był Krystian Plech, który niedawno rozstał się z klubem. Powodów nie podał, ale nieoficjalnie mówi się, iż poszło właśnie o kasę.
Nawet jeśli faktycznie jest sknerą, to ma gest. - Na imprezie, którą organizował z okazji jubileuszu firmy, śpiewała Natalia Szroeder, a prezesów klubów pierwszej i drugiej ligi zaprosił rok temu na dziewiczy rejs luksusowym jachtem po zatoce gdańskiej - opowiada nam jeden z działaczy. - Ma zamiłowanie do żeglowania i szybkich samochodów. Zawsze jeździ najnowszym modelem BMW z dużą liczbą koni mechanicznych.
O biznesie samochodowym Zdunek opowiedział 5 la temu Magazynowi Prestiż. To właśnie tam mogliśmy przeczytać, że był skazany na motoryzację, bo urodził się w samochodzie, w drodze do szpitala. Potem wybrał technikum mechaniczne, a na studiach kształcił się jako konstruktor silników. W PRL-u otworzył swój własny warsztat. Specjalizował się w naprawie Mercedesów. Wykonywał 30 kapitalnych remontów silnika miesięcznie, co przy kłopotach ze zdobyciem części zamiennych było wielkim osiągnięciem.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce
Właścicielem warsztatu został w wieku 24 lat. Nie wytrzymał jednak konkurencji. W 1990 roku zawarł z Renault umowę na dystrybucję samochodów tej marki na Pomorzu. 15 lat później doszło BMW, potem kolejne. Dziś ma cztery salony w Trójmieście, które rocznie sprzedają ponad 7 tysięcy aut.
Romans Zdunka z gdańskim żużlem trwa od kilku lat. Blisko tego sportu był już w latach 90-tych. Prywatnie był wujkiem Jarosława Skarżyńskiego, tragicznie zmarłego w 1999 roku żużlowca GKM-u Grudziądz. Wszyscy w klubie wiedzieli, że Jarek ma bogatego wujka. Zawsze był modnie ubrany, wszystko miał nowe. W przeszłości Zdunek chciał zostać rajdowcem, ale nie miał wystarczających pieniędzy, a te, co miał, musiał wyłożyć na rozwój firmy. Potem pomagał w karierze motocrossowej syna. Na zawody jeździł nawet aż pod Ural.
W Wybrzeżu od początku ma pod górkę. Na początku postawił na prezesa Roberta Terleckiego, który zostawił klub z długami. Zdunek mówił, że o wielkich wydatkach i finansowym rozpasaniu nie wiedział, ale Terlecki odbijał piłeczkę, twierdząc, że wszystko robił za zgodą i wiedzą Zdunka. Ostatecznie Zdunek poszedł na układ z wierzycielami i sporą część zaległości spłacił. Przez tamtą sprawę klub wyleciał jednak z Ekstraligi i nie może do niej wrócić.
W tym sezonie klub rusza na podbój 1. Ligi Żużlowej z budżetem na poziomie 3,5 miliona złotych. Zdunek mówi, że w sytuacji, w której wykłada prywatne pieniądze, to jest naprawdę dużo. Zdunek, prezes i właściciel klubu w jednej osobie, liczy na to, że uda mu się wypromować młodych zawodników i z nimi wróci do Ekstraligi. - Raz byłem blisko - wspomina, bo też w 2017 roku Wybrzeże jechało w barażu z KS Toruń. Przegrało, ale po drugim meczu rozpętała się afera. Kacper Gomólski z Wybrzeża przyznał, że sponsor rywala przyszedł do niego z korupcyjną propozycją. Ostatecznie dwóch sponsorów dostało wyroki w zawieszeniu i finansowe grzywny.
Czytaj także:
Gest mistrza. Doyle kasę za pierwszy punkt w sezonie 2020 przeleje na konto Cieślara
Arogancja gwiazdki. Maciej "wszystko mi zwisa" Janowski